Na sam najbliższy weekend w Warszawie zaplanowanych jest co najmniej 8 nielegalnych imprez w zamkniętych przestrzeniach, tajnych willach, itp. – ostrzega Kajetan Łukomski. DJ jest wściekły na hipokryzję środowiska klubowego, które z jednej strony narzeka na długość obowiązujących restrykcji, a równocześnie nie widzi niczego złego w ich notorycznym łamaniu, które… przyczynia się do wydłużania zakazów.
O wpisie Łukomskiego informuje portal wprost.pl. Artysta nawiązuje do dramatycznej sytuacji epidemicznej w naszym kraju, wielkich przyrostów chorych na COVID-19 oraz przypomina, że nasza służba zdrowia znajduje się na skraju wytrzymałości.
„W szpitalach brakuje łóżek. Lekarze i służba zdrowia jadą na oparach, rząd wydaje pieniądze na ideologiczne wojenki zamiast walkę z pandemią. Wiele osób za tydzień pojedzie odwiedzić rodzinę z okazji wielkanocnego długiego weekendu. Czy ze strony sceny klubowej możemy liczyć na solidarność i wsparcie? Otóż nie” – oświadczył.
DJ przerażony skalą nielegalnych imprez: Jestem jednak bardzo ciekawy jakie fikołki mentalne muszą wykonywać organizatorzy
Podczas gdy zwykli obywatele muszą znosić nieprzyjemne konsekwencje restrykcji niektóre środowiska organizują huczne imprezy. „Na sam najbliższy weekend w Warszawie zaplanowanych jest co najmniej 8 nielegalnych imprez w zamkniętych przestrzeniach, tajnych willach, itp. Ich line-upy często są reklamowane największymi ksywami, osobami, które na co dzień chwalą się lewicowymi poglądami, tolerancją” – czytamy.
Autor wpisu dostrzega hipokryzję organizatorów, którzy za wstęp na imprezy każą sobie słono zapłacić. „Ceny sięgają niebotycznych 100-200 zł za bilet (w obecnym klimacie ekonomicznym to mniej-więcej jak sprzedawanie woreczka ryżu za 50 zł podczas klęski głodu), a umotywowane są oczywiście 'dodatkowymi środkami ostrożności’. Niektóre z kuriozalnych opisów obiecują 'queerową bezpieczną przestrzeń’ (!), 'feminizm’ lub 'antysystemowość'” – podkreśla.
W dalszej części swojego wpisu autor przyznaje, że nie jest święty, jeśli chodzi o przestrzeganie obostrzeń. Zdarzyło mu się w okresie letnim zagrać dwa razy w zamkniętej przestrzeni, a zimą wziął udział w dwóch małych „domówkach”. „Teraz tego żałuję” – zastrzegł.
„Jestem jednak bardzo ciekawy jakie fikołki mentalne muszą wykonywać organizatorzy i DJs, żeby uparcie, co weekend promując własnymi twarzami i ksywami zamknięte deathparties w szczycie pandemii nie zauważać szkodliwości swoich zachowań (które nie zaczęły się wczoraj) i nieironicznie utyskiwać na dyskomfort lockdownu” – napisał.
Do wpisu Łukomski dołączył serię zdjęć. Odważne wyznanie DJ zostało docenione przez komentujących. Internauci dzielą się osobistymi historiami dotyczącymi COVID-19 oraz narzekają na bezmyślność i skrajny egoizm osób ostentacyjnie łamiących obostrzenia. W tym kontekście przypominają, że koronawirus zabija codziennie po kilkaset osób w naszym kraju.
W komentarzach pojawiły się również głosy krytyki zaadresowane do autora, ale Łukomski stwierdza jedynie, że spodziewał się hejtu.