Sanitariusz pod wpływem narkotyków prowadził karetkę we Wrocławiu. Dalszy ciąg historii jest makabryczny, bo okazuje się, że przez kilka godzin po mieście woził martwą pacjentkę. O sprawie poinformowało Radio ZET.
Radio ZET informuje, że do zdarzenia doszło w czwartek w godzinach popołudniowych i wieczornych. Sanitariusz z prywatnej firmy medycznej transportował pacjentkę w karetce z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy ul. Borowskiej do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. Koszarowej we Wrocławiu. Wszystko wskazuje na to, że kobieta zmarła podczas transportu.
Czytaj także: Pitbull pogryzł 5-latkę. Dziecko jest w stanie ciężkim
Rozgłośnia informuje, że około godz. 14:00 po raz pierwszy przywieziono pacjentkę do szpitala przy ul. Koszarowej. Sanitariusz nie miał jednak jej dokumentacji medycznej, więc lekarze nawet nie zbadali kobiety.
Godzinę później karetka ponownie przyjechała do szpitala. Wtedy lekarze stwierdzili zgon kobiety. „Ze względów formalnych, transport został odesłany do jednostki macierzystej” – mówi Urszula Małecka, rzeczniczka szpitala przy ul. Koszarowej we Wrocławiu w rozmowie z Radiem ZET.
Po kilku godzinach doszło do zdumiewającej sytuacji, bo karetka z tą samą martwą pacjentką ponownie przyjechała do szpitala. Tym razem jednak na inna izbę przyjęć. Wtedy na miejsce wezwano policję. Okazało się, że sanitariusz był pod wpływem narkotyków. Później w jego mieszkaniu znaleziono ich jeszcze więcej.
Czytaj także: 11-latek wiózł samochodem pijanego ojca. Zginął w wypadku
Sprawą zajmuje się policja. W szpitalu powołano także wewnętrzną komisję, która wyjaśnia sprawę.
Źr. radiozet.pl