Przemysław Gilewicz, lider zespołu Nokaut, został ostatnio pobity w jednym z lokali w Chełmie (województwo lubelskie). Dramatyczne zdjęcia pokazał w mediach społecznościowych. W rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim” wyznał, jak doszło do całej sytuacji.
Do bójki doszło w nocy z soboty na niedzielę w jednym z lokali w Chełmie. Właśnie tam przebywał Przemysław Gilewicz, lider zespołu Nokaut. W rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim” wyznał, że w pewnym momencie do środka weszła grupa agresywnych mężczyzn. „Praktycznie od razu zaczęli robić rozróbę w lokalu. Napluli w twarz chłopakowi z obsługi. Ubliżali. Powyrzucali kije do bilardu na zewnątrz. Tłukli szkło. Podszedłem do dziewczyn i zapytałem, czy dzwoniły po ochronę. Okazało się, że zrobiły to już dawno” – powiedział.
Wokalista zdecydował się interweniować i srogo za to zapłacił. Przemysław Gilewicz trafił do szpitala, a drastycznymi zdjęciami podzielił się w mediach społecznościowych. Jak się okazało, ma złamaną i zapadniętą zatokę oraz pękniętą kość ciemieniową czaszki. „Strasznie mnie denerwuje obojętność ludzka, gdy widzę, że komuś dzieje się krzywda, ktoś jest zagrożony – reaguję. Gdy widzę, że banda nygusów demoluje lokal – reaguję. Gdy widzę, że obsługa (moi znajomi) są zagrożeni – reaguję” – napisał.
Lider zespołu Nokaut przeszedł operację, teraz czeka go operacja. Na razie nie może myśleć o powrocie na scenę. „Do koncertów będę mógł wrócić dopiero w okolicach czerwca, bo ze względu na zniszczoną zatokę nie mogę grać na saksofonie” – przyznał w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim”. „W tym tygodniu miałem nagrywać teledysk do kolejnej piosenki. Poniosłem już koszty i nic z tego. W przyszłym tygodniu miałem zaplanowane nagrania w telewizji. Teraz wszystko zostało zawieszone. Jednym słowem odebrana zostałą mi możliwość zarabiania. Zespół działał na tyle dobrze, że utrzymywałem się głównie z muzyki” – dodał.
Żr.: Facebook/Przemysław Gilewicz, Dziennik Wschodni