Makabryczna zbrodnia rodzinna w Chodzieży (woj. wielkopolskie) wstrząsnęła Polakami. Z ustaleń śledczych wynika, że 41-latek Krzysztof A. zabił cztery osoby, a potem popełnił samobójstwo. Co nim kierowało? W tej sprawie głos zabrał specjalista, suicydolog i socjolog Adam Czabański, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego. Jednego jest pewien…
Doniesienia, jakie napłynęły z Chodzieży wprawiły w osłupienie opinię publiczną. Przypomnijmy, że w jednym z domów tego małego, 20-tysięcznego, miasteczka odkryto pięć ciał.
Pierwsze ustalenia wskazują, że mordercą był 41-letni Krzysztof A. Mężczyzna zabił swoją żonę, 4-miesięczne dziecko oraz swoich starszych, schorowanych rodziców, a następnie popełnił samobójstwo. Policjanci twierdzili, iż mamy do czynienia z samobójstwem rozszerzonym.
Bliscy i sąsiedzi rodziny przekonują, że nie było sygnałów świadczących, iż A. jest zdolny do tak makabrycznych zbrodni. Dlaczego się tego dopuścił?
Morderstwo w Chodzieży nie było samobójstwem rozszerzonym? Ekspert zabiera głos
Suicydolog i socjolog Adam Czabański, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego w rozmowie z Wirtualną Polską wskazał wprost, że nie zgadza się z koncepcją rozszerzonego samobójstwa. – Jeśli ofiary miały związane nogi i usta zaklejone taśmą, to nie ma mowy o rozszerzonym samobójstwie – przekonuje.
– Mamy do czynienia z człowiekiem, który zabija najpierw kogoś, a później siebie. I nie wybiera nawet „łagodnej” metody, jak środki nasenne, żeby oszczędzić bliskim bólu, tylko to, co pod ręką: młotek czy nóż – wyjaśnia Czabański.
W opinii eksperta w Chodzieży doszło do morderstw z nienawiści. Z pewnością sprawca działał w swego rodzaju amoku, a niewykluczone, że nawet w afekcie. – Oczywiście, niezależnie od tego, czy usypia łagodnym środkiem – tak, żeby ofiara nic nie poczuła, czy używa młotka lub noża – w obu przypadkach jest to wciąż zabójstwo – podkreślił specjalista.