„Tygodnik Podhalański” publikuje rozmowę z właścicielem jednego z zakopiańskich pensjonatów. Mężczyzna przytoczył historię pewnej kobiety, która ubiegała się o pracę w hotelu i na początek zażądała gigantycznej pensji.
Rozmówca „Tygodnika Podhalańskiego” to Łukasz Filipowicz, który prowadzi pensjonat „Fian”. Mężczyzna komentuje problemy, z jakimi borykają się restauratorzy oraz hotelarze w Zakopanem. Okazuje się, że brakuje im rąk do pracy i ciężko znaleźć dobrego pracownika.
– Nam w Zakopanem przynajmniej od roku drastycznie brakuje osób w gastronomii, jak i hotelarstwie – powiedział i podkreślił, że wśród osób zatrudnionych w tych branżach widać ogromną rotację wśród pracowników.
Filipowicz przytoczył też historię z jednego z zakopiańskich hoteli. Zgłosiła się do niego młoda kobieta, która ubiegała się o pracę. W obiekcie prowadzono akurat rekrutację do gabinetu fizjoterapii, a wspomniana kobieta ukończyła studia w tym zakresie.
Zakopane: takiej kwoty zażądała za pracę w hotelu
Problem w tym, że – jak relacjonuje Filipowicz – jej oczekiwania finansowe dosłownie zwaliły rozmówców z nóg. Okazało się bowiem, że zażądała ona… 10 tys. złotych miesięcznie na początek pracy. Istotne jest również to, iż nie miała żadnego doświadczenia zawodowego w tym zakresie.
– To była dziewczyna po fizjoterapii, miała pracować w gabinecie w hotelu. Dziewczyna, która jeszcze nigdzie nie pracowała, nie wiadomo, co potrafi. Oczywiście rozmowa skończyła się na tym etapie – powiedział Filipowicz w rozmowie z „Tygodnikiem Podhalańskim”.
Mężczyzna dodaje również, że część pracowników szuka pracy na sezon. Przyjeżdża do Zakopanego, by głównie imprezować i łączyć to – z różnym skutkiem – z pracą zawodową. – Miałem dziewczynę, która przyjechała z północnej Polski. Przespała się. Następnego dnia pięć godzin siedziała „na smartfonie”. Po czym mi powiedziała, że to praca nie dla niej, spakowała się i wyjechała. Najlepsi pracownicy to ci z polecenia – powiedział właściciel pensjonatu.