Dawid Kowalczyk w przeszłości był księdzem, jednak zrezygnował z kapłaństwa. Teraz udzielił szczerego wywiadu dla serwisu Wirtualna Polska.
Dawid Kowlaczyk wspomina, że kształcił się na duchownego w Seminarium Duchownym w Przemyślu. Przyznaje, że ma dobre wspomnienia, choć słyszał o nieprawidłowościach.
– Mieliśmy bardzo dobrego rektora, ks. Dariusza Dziadosza, który dbał o poziom duchowości i nauki, a jeśli miał komuś do zakomunikowania coś trudnego, robił to z wielką klasą – powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską.
Po seminarium Dawid Kowalczyk zaczął posługiwać jako ksiądz, jednak po pewnym czasie zrezygnował z kapłaństwa. Jakie były kulisy tej decyzji? – Podpadłem też pewnie kilku osobom, w tym kapłanom, zaczęły się donosy. Dużo pracowałem z młodzieżą, sugerowano, że prowadzę się niemoralnie, nie poświęcam czasu ministrantom. Zostałem wezwany do kurii, gdzie usłyszałem listę zarzutów pod swoim adresem – relacjonuje.
Był księdzem, ale zrzucił sutannę. Ujawnił, co usłyszał od arcybiskupa
Kowalczyk przyznaje, że początkowo tego typu uwagi przyjmował z pokorą i próbował „eliminować błędy”. Z czasem, jak sam przyznaje, doszedł do wniosku, że jako błędy traktowane są jego relacje ze świeckimi. – Miałem grupę zaprzyjaźnionych ludzi, z którymi się widywałem, odwiedzałem w domach czy jeździłem na wakacje, co mogło budzić zazdrość u innych i potęgowało plotki. Blisko współpracowałem też z jedną z animatorek – według plotek chyba trzy razy była ze mną w ciąży. Jako młody ksiądz nie pomyślałem, że taka sytuacja zaistnieje. Plotki i donosy doprowadziły do ponownego wezwania do kurii – powiedział.
– Rozmawiałem z arcybiskupem, który przekazał mi, że byłem nominowany, aby pójść na studia, ale nie pójdę, bo jestem zdemoralizowany, a młodzież, z którą współpracowałem, jest mną zgorszona. Po wizycie podjąłem decyzję o zakończeniu tej współpracy. Jakaś część mojego serca umarła, bo bardzo się starałem, a okazało się, że najwyraźniej byłem złym człowiekiem – dodał.
Dawid Kowalczyk relacjonuje, że został przeniesiony do innej parafii. Sytuacja była jednak napięta, a za nim ciągnęła się zła opinia. – W oczach zwierzchników zdemoralizowanym księdzem, więc proboszcz zaczął mnie sprawdzać. Niezależnie od tego, ile robiłem, dla księży byłem po prostu „dziwkarzem”. Nawet jak ktoś mnie zaprosił na rekolekcje, inny od razu mówił, kogo on zaprasza – mówi i dodaje, że decyzja o jego odejściu z Kościoła to „zlepek różnych wydarzeń i sytuacji”. Cały wywiad TUTAJ.