Krzysztof Wojczal to jeden z najpopularniejszych polskich analityków i geostrategów. W rozmowie z portalem forbes.pl powiedział, jakie jest ryzyko wojny w Polsce.
Krzysztof Wojczal jest przedstawiany jako analityk, który przewidział wojnę na Ukrainie. Faktycznie, ekspert wskazał, kiedy Rosjanie dokonają inwazji, co się potwierdziło. Przewidział, na podstawie odpowiednio selekcjonowanych informacji także kilka innych konfliktów. Wśród nich m.in. wznowienie działań wojennych na Bliskim Wschodzie.
W rozmowie z forbes.pl Wojczal zabrał głos na temat potencjalnej wojny w Polsce. Zewsząd słyszymy bowiem głosy, że grozi nam konflikt zbrojny, a Rosja, po ewentualnym pokonaniu Ukrainy, zechce uderzyć na któreś z państw należących do NATO.
Co mówi o tym Wojczal? – Od lat staram się tonować emocje i uspokajać – mówi i dodaje, jakie ryzyko wybuchu konfliktu – w jego ocenie – występuje. – Trzeba szykować się na najgorszy scenariusz, by zminimalizować ryzyko jego zaistnienia, jednak ryzyko to jest wciąż bardzo nikłe – powiedział.
Krzysztof Wojczal: rozsiewanie strachu jest opłacalne
Ekspert ocenia, iż rozsiewanie strachu, które obserwujemy obecnie jest opłacalne zarówno politycznie, jak i biznesowo. – Uważam również, że zamiast rozsiewać wokół strach, co jest – trzeba przyznać – opłacalne i politycznie, i biznesowo, należy skupić się na uświadamianiu społeczeństwa. Na temat tego, co należy zrobić, by zagrożenie wybuchem wojny pozostało minimalne. Bo uważam – może to wydawać się kontrowersyjną tezą – że w tej chwili jest ono niższe niż np. przed 2022 rokiem. Dopóki armia rosyjska angażuje swoje wszystkie siły i środki w Ukrainie, Putin ma związane ręce. Widać to choćby po Kaukazie czy w Azji Centralnej. Skoro Rosja nie jest w stanie kontrolować Azerbejdżanu, to tym bardziej nie jest zdolna do otworzenia drugiego frontu przeciwko Polsce czy całemu NATO – podkreśla.
Wojczal wraca też do swoich przewidywań odnośnie inwazji Rosji na Ukrainę oraz szans naszych wschodnich sąsiadów w starciu z silniejszym przeciwnikiem. – Niestety należę w tej kwestii do sceptyków. Przedłużający się konflikt osłabia Rosję jako państwo, ale osłabia również Ukrainę. Ta druga jest krajem wielokrotnie słabszym od agresora. Ukraińskie zasoby już się w zasadzie wyczerpały. Gospodarczo i militarnie Kijów zależy całkowicie od środków i zaopatrzenia z Zachodu. Pojawiają się problemy z naborem rekrutów, a tych Zachód przecież nie dostarcza. Tak więc uważam, że porażka Ukrainy jest niestety kwestią czasu. Chyba że to Zachód powstrzyma Putina – uważa.
Analityk komentuje także możliwe rozmieszczenie wojsk NATO na terytorium Ukrainy. – Macron jako pierwszy spośród przywódców Europy Zachodniej zrozumiał, że jeśli chcemy zatrzymać Putina – co musi stanowić priorytet – to nie ma innego wyjścia, jak pozbawienie go nadziei na zwycięstwo w Ukrainie. Rozmieszczenie tam sił zachodnich z udziałem USA, Francji czy Zjednoczonego Królestwa uniemożliwiałoby rosyjskiej armii prowadzenie dalszej ofensywy. Gdyby flagi tych państw zostały zatknięte np. w Kijowe, to żeby zdobyć ukraińską stolicę, Rosjanie musieliby zaatakować Amerykanów, Francuzów lub Brytyjczyków. To w istocie groziłoby, jeśli nie III wojną światową, to przynajmniej otwarciem nowego frontu dla Rosji. A na żadną z tych opcji Rosja nie jest gotowa i nie może sobie pozwolić – ocenia.
Cały wywiad TUTAJ.