Real Madryt to pierwszy finalista Ligi Mistrzów w sezonie 2013/2014. Królewscy awansowali do finału po rozgromieniu 4:0 Bayernu Monachium na Allianz Arena.
Wynik 5:0, jaki padł w dwumeczu pomiędzy Bawarczykami a Madrytczykami jest mniej okazały niż zeszłoroczny pogrom w tej fazie rozgrywek, jaki zaaplikował Barcelonie Bayern (0:7), ale wrażenia po obu pojedynkach są bardzo podobne. Oto na przeciw siebie stają dwa wielkie zespoły, spośród których jeden lubi mieć piłkę przy nodze i wymieniać nieskończoną liczbę podań, a drugi nastawiony jest na zabójcze kontry i precyzyjnie wykonywane stałe fragmenty. Dwumecz za każdym razem wygrywa ten drugi. W tamtym roku to Bayern był wygranym, a w tym znalazł się po przeciwnej stronie barykady. Przegrał i to z wielkim hukiem. Wynik 0:5 jest bowiem wielką kompromitacją, nie tylko piłkarzy z Bawarii, ale i samego stylu gry prezentowanego przez Bayern. To co wystarczyło na deklasację rywali w Bundeslidze okazało się zbyt liche na fantastycznie grający Real Madryt. Pep Guardiola przejechał się na braku przygotowania alternatywnego sposobu gry, a piłkarze udusili się w zapętlonym do granic możliwości węźle wymienianych podań. Do braków taktycznych doszła gorsza forma zawodników FC Hollywood, z których po bardzo wczesnym zwycięstwie w lidze zeszło powietrze, a także znakomita gra Realu.
To, że skupiłem się na początku na słabej postawie Bayernu nie oznacza bowiem, że nie dostrzegłem świetnej postawy gości. Królewscy byli bowiem w Monachium zupełną antytezą gospodarzy. Znakomicie przygotowani taktycznie przez wielkiego maga futbolu Carlo Ancelottiego, dla którego będzie to czwarty finał w karierze w roli trenera (do czego dochodzą dwa triumfy w roli piłkarza AC Milan), wyśmienicie przygotowani siłowo i szybkościowo oraz zabójczo skuteczni. Nie wykonywali niepotrzebnych podań i kombinacji, lecz skupili się na kontrach i stałych fragmentach gry. Wszystko to czynili niemal perfekcyjnie. Pierwsze dwa gole zdobył Sergio Ramos, który najpierw wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego Luki Modricia, a później wrzutkę z rzutu wolnego Angela Di Marii. Stoper rodem z Andaluzji rozegrał także fenomenalny mecz w defensywie i nie popełnił w niej ani jednego błędu. Podobnie dobrze w obronie spisali się wszyscy gracze Realu. Pepe z gracją i bez zbytniej brutalności kasował niemal wszystkie akcje Bayernu, Iker Casillas bronił wszystkie ich celne strzały, a boczni obrońcy Dani Carvajal i Fabio Coentrao raz po raz wygrywali indywidualne pojedynki ze skrzydłowymi z Bawarii. Pochwalić wypada także środek pomocy dowodzony przez Xabiego Alonso, który okazał się jednak największym pechowcem meczu. Otrzymał on bowiem żółtą kartkę, która wyklucza go z występu w meczu finałowym. I w końcu last but not least trójka ofensywna, w której pierwsze skrzypce grał zdobywca dwóch goli Cristiano Ronaldo, dla którego wykończenie kontry po podaniu Garetha Bale była 15., a genialne trafienie z rzutu wolnego 16. bramką w tym sezonie Ligi Mistrzów. Portugalczyk pobił tym samym rekord skuteczności w jednym sezonie rozgrywek Champions League.
Czytaj także: Podsumowanie 29. kolejki ligi hiszpańskiej
W środowy wieczór dowiemy się z kim Real zagra o wymarzoną decimę, czyli dziesiąte w historii zwycięstwo w Pucharze Mistrzów. Jeśli będzie to Atletico Madryt to 24. maja w Lizbonie będziemy świadkami pierwszego w dziejach starcia pomiędzy klubami z tego samego miasta w finale tych rozgrywek. Jeżeli będzie to Chelsea Londyn, to Carlo Ancelotti i Jose Mourinho powalczą o trzeci triumf w Champions League. Tak czy siak, po meczu z Bayernem faworytem do zgarnięcia trofeum będą Królewscy.
Wtorek 29.04.2014 r.
Bayern Monachium – Real Madryt 0:4 (0:3) w dwumeczu (0:5)
S. Ramos (16, 20), C. Ronaldo (34, 90)
Źródło zdjęcia: wikimedia.commons/Jan S0L0