Xiaomi jest jednym z największych producentów smartfonów na świecie. Chińska marka jeszcze cztery lata temu była całkowicie nieznana. Dzisiaj przeskakuje w rankingach starych azjatyckich potentatów.
Wartość Xiaomi przekracza już wartość innych bardziej znanych azjatyckich marek takich jak Sony (26 mld dolarów) czy Lenovo (16 mld dolarów). W Polsce pozostaje znana na razie tylko fanom nowoczesnych technologii ale wkrótce zapewne usłyszy o niej cały świat. Xiaomi ma tyle samo zwolenników co przeciwników. Ci pierwsi uważają ją za innowacyjnego tygrysa biznesu, który wkrótce dokona skoku na zachodnie rynki. Ci drudzy zarzucają jej plagiatowanie cudzych patentów.
Historia Xiaomi jest zadziwiająca nawet jak na realia branży new-tech. Firma została założona w 2010 r. Rok później zaprezentowała pierwszy model smartfona. Dzisiaj jest trzecim (po Apple i Samsungu) największym na świecie producentem smartfonów. Jej wartość wynosi 50 mld dolarów. Wszystko to stało się dziełem właściwie jednego człowieka – Lei Jun, porównywany jest często do Steve’a Jobsa. Sam zresztą nie unika takich porównań – przyznał się, że inspiruje go postać założyciela Apple’a. Więcej – od Amerykanina ściągnął nawet sposób prezentacji swoich produktów – nawet ubiera się tak samo jak Jobs podczas swoich wystąpień. Krytycy podkreślają, że od Apple’a ściąga też rozwiązania technologiczne.
Lei Jun, 45-latek z Xiantao od zawsze był związany z branżą nowych technologii. Przez lata prowadził firmę Kingsoft, zajmującą sie oprogramowaniem zabezpieczającym komputery. Ukoronowaniem jego sukcesów w tej firmie było wprowadzenie jej na giełdę. Współzarządzał też start-upem joyo.cn, który Amazon wykupił za 70 mln dolarów. Zarobione na jego sprzedaży pieniądze pozwoliły Lei Junowi na założenie Xiaomi. Do wejścia na rynek mobilny Jun zabierał się bardzo topornie – nocami rozbierał różne telefony komórkowe i smartfony na części i przyglądał się ich budowie.
Kiedy już zdecydowano się na produkcję smartfonów, zaczęto rozglądać się za systemem operacyjnym. Chińczycy również postanowili opracować swój autorski system MIUI, oparty na Androidzie. Tak w 2011 r. powstał Mi 1. Producenci szacowali sprzedaż na 300 tys. sztuk jednak ostatecznie rozeszło się 7 mln egzemplarzy. Jeszcze więcej sprzedano telefonów drugiej generacji (Mi 2) – 15 mln. Sprzęt firmy Xiaomi z miejsca kupił serca i portfele Chińczyków. Miał podobne parametry do najpopularniejszych smartfonów, jednak w porównaniu z nimi był dwukrotnie tańszy. Jest to możliwe tylko dzięki temu, że Lei Jun tnie koszty wszędzie gdzie może. Mi 2 nie można kupic w salonie – jest dostępny tylko w sprzedaży on-line. Praktycznie nie wydaje się też pieniędzy na promocję – firma liczy (i na razie się nie przeliczyła) na marketing szeptany.
Dzięki tak prowadzonej sprzedaży Xiaomi stało się najszybciej rozwijającą firmą w branży telekomunikacyjnej. Obecnie zajmuje czwarte miejsce wśród producentów smartfonów, a przez pewien czas wskoczyła nawet na podium – została jednak wyprzedzona przez Lenovo (posiadacza marki Motorola). Xiaomi nie jest jednak chętne aby dzielić się twardymi danymi sprzedażowymi. Wall Street Journal dotarł jednak do informacji jakoby chiński producent smartfonów w 2013 r. podwoił swoje zyski netto.
A to wciąż nie koniec chińskiej ekspansji na rynku mobilnym. Xiaomi ściąga w tym momencie menedżerów i pracowników Google, którzy mają pracować nad innowacyjnością firmy. Do Xiaomi sprowadzono m. in. Hugo Barrę, jednego z najważniejszych ludzi w Google, który był wiceprezesem Androida, a także Jai Mana, który ma skierować chińskie produkty na rynek indyjski. Wygląda na to, że dla Xiaomi tłuste lata nie skończą się tak szybko i jeszcze będziemy o niej słyszeć
źródło: biztok.pl
fot: pixabay.com