Do dramatycznego wypadku doszło w Indiach. Pełen pasażerów autobus w pewnym momencie przełamał barierkę i runął z 10-metrowego mostu do rzeki Bhairav. Okoliczna ludność rzuciła się do pomocy. Pod koniec akcji, wobec bierności policji, doszło do zamieszek.
Do zdarzenia doszło w indyjskim stanie Murshidaba, 280 km na północ od stolicy stanu Kalkuty. W autobusie, w momencie wypadku znajdować miało się 55 osób. Akcja ratunkowa trwała 6 godzin. Na ten moment wiadomo o 36 ofiarach śmiertelnych.
Osoby, które udało się uratować przewiezione zostały do najbliższego szpitala, te które były w stanie się wypowiedzieć stwierdziły, że tragedia została zawiniona przez kierowcę pojazdu, który w momencie wypadku miał rozmawiać przez telefon komórkowy. Jak narazie nie wiadomo czy kierowca pojazdu przeżył.
Na miejscu, już pod koniec akcji ratowniczej doszło do zamieszek. Tłum ludzi zgromadzonych nad rzeką, który spontanicznie ruszył na pomoc ofiarom wypadku, rozczarowany opieszałą akcją policji, zaatakował radiowozy. W odpowiedzi policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego w postaci pałek i gazu łzawiącego, dzięki czemu udało się rozproszyć tłum.
Czytaj także: Powstańcy na profilowe!
Rząd Zachodniego Bengalu, czyli stanu Indii w którym doszło do tragedii, obiecał również przekazać wszystkim rodzinom ofiar po 500 tys. rupii (około 7,8 tys. dolarów).
Warto dodać, że jest to druga taka tragedia w ostatnim czasie w Indiach. 23 grudnia, do rzeki Banas w stanie Radźastan wpadł inny autobus. Tragedia pochłonęła wtedy 32 osoby, a jej powodem była brawurowa jazda kierowcy, który staranował barierkę mostu w trakcie wyprzedzania.
źródło: tvp.info, twitter
foto: twitter