Beata Pacut mocno przeżyła porażkę na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Polska judoczka początkowo uciekła z hali innym wejściem, chcąc uniknąć rozmowy z dziennikarzami. – Musiałam ochłonąć – tłumaczyła później.
Beata Pacut reprezentowała Polskę w turnieju olimpijskim judoczek w kategorii do 78 kg. 25-latka rozpoczęła fantastycznie, pokonując przez ippon Syrah-Myriam Mazouz z Gabonu.
Niestety w drugiej rundzie stanęła naprzeciw reprezentantki gospodarzy, mistrzyni świata z 2018 roku, Shori Hamady. Polka przegrała przez ippon.
Tuż po walce dziennikarze usiłowali porozmawiać z Pacut, czekając na reprezentantkę Polski w tzw. strefie mieszanej. Choć przechodzili przez nią judocy, 25-latka przez długi czas nie pojawiała się wśród nich.
Po kilkunastu minutach jedna z wolontariuszek ruszyła na poszukiwania Polki. Kiedy wróciła, wyjaśniła tylko, że 25-latka musiała opuścić halę innym wyjściem.
Pacut wróciła jednak do obiektu. – Każdemu sportowcowi jest trudno po przegranej walce. Przyjechaliśmy walczyć o nasze marzenia. Musiałam ochłonąć. Udało nam się wyjść tylnym wyjściem. Trochę ochłonęłam i poczułam się gotowa, żeby rozmawiać – powiedziała w rozmowie z serwisem sport.pl.
Polka przyznaje, że od początku turnieju czuła się dobrze. Do pojedynku z Japonką wychodziła w bojowym nastroju. – Czułam się w tym turnieju bardzo dobrze. Wiedziałam, że z Hamadą, jedną z faworytek do złota, jestem w stanie wygrać. Chyba zabrakło mi doświadczenia – stwierdziła.
– Naprawdę celowałam tu w medal. Po wszystkim trener powiedział, że jest ze mnie bardzo dumny, bo wykonałam ciężką pracę. Dodał, że we mnie wierzy – podsumowała.