Przed Wielkanocą nie należy spodziewać się podwyżek na stacjach benzynowych. Stabilizacji w nadchodzących dniach sprzyja m.in. umacnianie się złotego w stosunku do dolara. Jednak powody do zadowolenia mogą mieć nie tylko kierowcy. Koszty przedświątecznych dostaw do sklepów również pozostaną na dotychczasowym poziomie. I nie powinny być pretekstem do podnoszenia cen przez sieci handlowe. Obecnie notowania paliw mają minimalny wpływ na to, ile konsumenci płacą za produkty. Z pewnością byłoby inaczej, gdyby najpierw nastąpił znaczny spadek, a potem wzrost wartości amerykańskiej waluty. Ale, według analityków rynkowych, raczej do tego nie dojdzie.
Ceny będą stabilne
Od miesiąca tanieją paliwa w rafineriach, co przekłada się na systematyczne obniżki na krajowych stacjach. Z danych Polskiej Izby Paliw Płynnych wynika, że 23 lutego detaliści płacili średnio 4,57 zł za litr Pb 95, czyli o 4 grosze mniej, niż tydzień wcześniej. W przypadku oleju napędowego trzeba było wydać 4,46 zł/l. To również oznaczało spadek o parę groszy. Statystyczna stawka za LPG wyniosła 2,03 zł/l, więc było o 3 grosze taniej.
− Na razie perspektywy są optymistyczne. Obniżki cen hurtowych, które mieliśmy w ostatnich tygodniach, były duże. Ale ponowny wzrost wartości ropy i słabszy dolar zahamowały szanse na pogłębienie przecen na stacjach. W związku z tym, marzec powinien być spokojny, chociaż powoli będziemy już wchodzili w okres zwiększonego zapotrzebowania na paliwa. Wczesną wiosną zwyczajowo jest drożej, więc prawdopodobnie odnotujemy korekty w górę. Jednak do Wielkanocy nie powinniśmy obserwować znaczących podwyżek – mówi Urszula Cieślak z Biura Maklerskiego Reflex.
Warto dodać, że Grzegorz Maziak, redaktor naczelny serwisu e-petrol.pl, również nie spodziewa się dynamicznego skoku cen paliw w okresie przedświątecznym. Ekspert przewiduje stabilizację, a ewentualnym zagrożeniem dla niższych kosztów tankowania będą informacje z Bliskiego Wschodu. Od kilku tygodni nie napływają stamtąd niepokojące sygnały, co jest długim okresem dla rynku naftowego. Niemniej trzeba stale spoglądać w kierunku Iranu. Tam sytuacja na początku roku była niepokojąca, a to standardowo wpływa na notowania surowca.
− W lutym w USA odnotowano rekordowe wydobycie ropy, przekraczające barierę 10 mln baryłek. Ma to swoje odbicie w spadkach cen tego surowca na międzynarodowych rynkach. Niepokojące są tylko próby ograniczenia jego ilości na świecie przez kraje OPEC, a także działania spekulantów, podbijających wartość ropy. Jednak w dłuższej perspektywie o sytuacji będą decydować czynniki fundamentalne, czyli poziom zapasów, popyt i globalne wydobycie. Powinny one sprzyjać stabilizacji, a nawet obniżkom − informuje Halina Pupacz, prezes Polskiej Izby Paliw Płynnych.
Natomiast Krzysztof Michrowski, analityk z Kancelarii Michrowski Bartosiak Family Office, podkreśla, że cena ropy jest kwotowana w dolarze. Od kilku tygodni złoty umacnia się w stosunku do amerykańskiej waluty. Ten czynnik wpływa na wartość podstawowego surowca. Zdaniem eksperta, nie powinno być dużych wahań również ze względu na dane makroekonomiczne dotyczące polskiej gospodarki. One przyczyniają się do lepszych notowań naszej waluty. Podobny scenariusz sprawdził się przed ostatnim Bożym Narodzeniem. Wówczas większy popyt na paliwa nie spowodował wzrostu cen. Sam surowiec tanieje również po opublikowaniu raportów, dotyczących jego zapasów w USA. Amerykański Instytut Naftowy poinformował, że rezerwy ropy wzrosły o 933 tys. baryłek pod koniec lutego. Na cenę surowca i zwiększenie jego podaży wpływają także tamtejsi producenci ropy z łupków. W połowie zeszłego miesiąca liczba jej odwiertów wyniosła 799 tys. I to był najwyższy poziom od kwietnia 2015 roku.
− W obecnej sytuacji na rynku paliw moglibyśmy nawet liczyć na nieznaczny spadek wartości produktów, ale tak to nie działa. Bardzo rzadko przecież słyszymy, że ze względu na niższe koszty transportu potanieją artykuły spożywcze czy komunikacja miejska. Zdecydowanie częściej mamy do czynienia z odwrotną relacją, tj. producenci szukają pretekstu do wprowadzania podwyżek. Fakt, że teraz płacimy trochę mniej na stacjach, nie przełoży się na ceny towarów w sklepach. Gdyby było inaczej, to pojawiłby się impuls do obniżek – stwierdza Grzegorz Maziak.
Co więcej, Krzysztof Michrowski zwraca uwagę na specyficzne zasady funkcjonowania branży paliwowej. Jeśli wartość surowca spada lub wzrasta na światowych rynkach, to zmiany na krajowych stacjach następują z pewnym opóźnieniem. Rafinerie czy spółki zajmujące się przetwórstwem gromadzą zapasy, a ich wycena ma również wpływ na ostateczną cenę. Ekspert podkreśla, że cena ropy w końcowej stawce za etylinę wynosi jedynie ok. 40 procent. Resztę stanowią akcyza, opłata paliwowa i podatek VAT.
Tańsze zakupy?
– Sieci handlowe i producenci interesują się sytuacją na rynku naftowym. Jednak o kształtowaniu stawek za oferowane towary bardziej decydują inne kwestie, przede wszystkim podaż. Koszty transportu są do skompensowania, zarówno w górę, jak i w dół. Dziś ryzykowne byłoby wskazanie tych wydatków jako istotnego czynnika, decydującego o dynamicznych zmianach. Jeżeli indeks uśrednionej ceny produktu wynosi 100, to paliwo w ostatecznym rozrachunku nie przekracza 2-3%, czyli ma na nią minimalny wpływ – zaznacza dr Andrzej Maria Faliński, niezależny ekspert rynku detalicznego.
Z kolei Urszula Cieślak uważa, że jeśli w ciągu kilku miesięcy nastąpiłaby zmiana tendencji i poziomu cen paliw o 20-25%, to wtedy z pewnością pojawiłby się impuls do skorygowania kosztów transportu. Natomiast obecne wahania są niewielkie. Od września ubiegłego roku mieszczą się w przedziale 15-20 groszy na litrze „dziewięćdziesiątki piątki” oraz ok. 30 groszy w przypadku oleju napędowego. Takie różnice nie są na tyle znaczące, żeby natychmiastowo przekładały się na ceny detaliczne produktów i usług.
− Nie demonizowałbym czynnika związanego z kosztami transportu. Widzieliśmy najpierw mocne wzrosty, a później spadki cen paliw. I to nie miało bezpośredniego wpływu na wartości towarów. Znaczenie odgrywają działania spekulacyjne, jak również inne uwarunkowania typowe dla danego segmentu rynku spożywczego. Dla przykładu, masło drożeje bez względu na wydatki związane z jego przewozem. Myślę, że po tych 2-3 latach, kiedy wahania były spore, ludzie już nauczyli się kalkulować. Wiedzą, że opłaty za transport nie wpływają bezpośrednio na to, ile płacą za dany artykuł – dodaje Grzegorz Maziak.
Dr Faliński przewiduje, że stawki za paliwa ustabilizują się w nadchodzących dniach. Obecne wahania mają minimalny wpływ na wartość produktów w handlu detalicznym. Byłoby inaczej, gdyby najpierw nastąpił znaczny spadek, a potem wzrost notowań dolara. Taka sytuacja miała miejsce w latach 2008-2010. Wówczas zmianom uległy koszty transportu, co odczuli też konsumenci. Trzeba też zaznaczyć, że to będzie pierwsza Wielkanoc, którą poprzedzi wejście w życie ustawy ograniczającej handel w niedziele. W związku z tym, należy przewidywać, że najwięksi gracze na rynku zaoferują spore obniżki. I cena paliw raczej będzie miała dla nich drugorzędne znaczenie.
Czytaj także: Rosja odłączy się od globalnego Internetu? Doradca Putina zabrał głos