Reprezentacja Polski pokonała we wrocławskiej Hali Stulecia Ukrainę 29:19 i we wtorkowym finale Christmas Cup zmierzy się z Czechami. Nasi wschodni sąsiedzi jedynie przez pierwsze dwadzieścia minut spotkania byli w stanie nawiązać wyrównaną walkę z Biało-czerwonymi. Trener Michael Biegler skorzystał z okazji i dał szansę gry niemal wszystkim zawodnikom, których miał do swojej dyspozycji.
Po dziewięciodniowej konsultacji szkoleniowej w Płocku oraz przerwie podyktowanej świętami Bożego Narodzenia, reprezentacja Polski podjęła w swoim pierwszym spotkaniu Christmas Cup sąsiadów zza wschodniej granicy, Ukrainę. Biało-czerwoni podkreślali, że czują głód piłki, co widoczne było w początkowych akcjach meczu.
Podopieczni Michaela Bieglera starali się szybko rozegrać atak pozycyjny, co nie zawsze przynosiło efekt w postaci bramki. Grę prowadzili skrzydłowi: Michał Daszek oraz Przemysław Krajewski, którzy m.in. zaskoczyli bramkarza rywali rzutami z drugiej linii. Gdy dołączyli się rozgrywający oraz Sławomir Szmal, przewaga gospodarzy wynosiła już cztery bramki (8:4; 13 min.).
Czytaj także: Turniej majowy: Polacy nieznacznie gorsi od Brazylii
Ukraińcy nie dawali za wygraną i ambitnie walczyli zarówno w defensywie jak i pod polską bramką. Wykorzystując swoje okazje zmniejszyli straty do dwóch trafień, na co prośbą o czas zareagował Biegler (10:8; 19 min.). Biało-czerwoni zanotowali słabszy okres gry, jednak inicjatywa wciąż była po ich stronie, a prowadzenie nie było zagrożone.
Goście zbyt szybko konstruowali atak pozycyjny i mieli problem z przedarciem się przez polską obronę, co skutkowało ich błędami własnymi. Dzięki temu gospodarze byli w stanie wyprowadzić kontrataki i zakończyć pierwszą połowę przy stanie 15:10.
Po przerwie na skrzydłach pojawili się Jakub Łucak oraz Adam Wiśniewski. Wynik otworzył natomiast młody obrotowy, Maciej Gębala. Dobry start zanotował także Piotr Wyszomirski, który – wspierany świetną defensywą – pierwszy raz wyjmował piłkę z bramki dopiero po czternastu minutach. W tym czasie Polacy zdołali już zdobyć osiem bramek.
Szkoleniowiec Biało-czerwonych przeprowadzał zmiany, chcąc spróbować kolejnych ustawień swojej drużyny. Wynik był już przesądzony, a Polacy mogli być pewni awansu do finału, jednak każdy starał się dać z siebie jak najwięcej, by zaprezentować przydatność do zespołu. Pojawiły się błędy, które poskutkowały kolejnym żądaniem Niemca o czas (24:12; 49 min.).
Wszyscy wyczekiwali ostatniego gwizdka, jednocześnie starając się o dorzucenie następnych bramek. Gospodarze nie spuścili z tonu i konsekwentnie rozbijali defensywę Ukraińców. Odpowiedzialność za grę gości wziął na swoje barki Oleksandr Tilte, jednak nie wpłynęło to na przewagę Polaków. Gospodarze styczniowych Mistrzostw Europy dokończyli dzieła i zameldowali się w finale Christmas Cup.
Polska – Ukraina 29:19 (15:10)
Polska: Wyszomirski, Szmal – Lijewski 4, Krajewski 5/2, Bielecki 1, Wiśniewski 2, M. Jurecki 4, Konitz, Gliński, Masłowski 2, Syprzak 2, Daszek 4, Gębala 1, Łucak 1, Przybylski 3, Szyba, Chrapkowski.
Karne: 2/2.
Kary: 2 min.
Ukraina: Czupryna, Braznyk – Żukow 4/1, Akimenko 2, Basarab, Konstantinow, Ganczew 1, Karamyszew 1, Tilte 4, Tiutiunyk, Manowski 1, Czyczykało 1, Sadowyj 2, Denisow 2, Seweryn, Kljuko.
Karne: 1/1.
Kary: 2 min.
Kary: Polska – 2 min. (Krajewski – 2 min.) oraz Ukraina – 4 min. (Manowski, Sadowyj – 2 min.).
Sędziowie: A. Brunner, M. Salah (Szwajcaria).