Wątpię, by dodatkowa godzina snu, którą zyskamy dzięki zmianie czasu na zimowy, wpłynęła znacząco na efektywność naszej pracy; to raczej nieco więcej czasu na poranną kawę – uważa ekonomista dr Bartłomiej J. Gabryś z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
W nocy z soboty na niedzielę zmieniamy czas z letniego na zimowy. 31 października nad ranem wskazówki zegarów cofniemy z godz. 3.00 na godz. 2.00.
„Mało prawdopodobne, że dzięki tej dodatkowej godzinie będziemy wcześniej wstawać i sprawniej pracować. Ta dodatkowa godzina nie wpłynie na naszą efektywność w ciągu dnia. Jedynie sprawi, że być może rano – według nowego czasu – wstaniemy godzinę wcześniej i będziemy mieli chwilę więcej czasu na poranną kawę” – powiedział dr Gabryś.
Dodał, że pod względem efektywności pracy nie ma różnicy, czy pracujemy w czasie letnim, czy w zimowym. „Znaczenie ma sama zmiana i koszty dostosowywania się organizmu – zegar biologiczny każdego z nas nie od razu przyjmie zmianę czasu jako obowiązującą. Stąd kosztownym dla naszego komfortu psychofizycznego jest sam proces zmiany i perspektywa adaptacji” – ocenił.
Ponadto dr Gabryś podkreślił, że racjonalność ekonomiczna nie jest już argumentem przemawiającym za zmianą czasu.
„Jednym z wciąż powtarzających się argumentów jest to, że dzięki zmianom czasu będziemy oszczędzać prąd. Wyniki wielu badań są tu jednak jednoznaczne – okazało się, że nie tylko nie ma tu związku przyczynowo-skutkowego, ale nawet związku o charakterze korelacji. Mówiąc wprost, zmiana godziny nie wpływa na stopień wykorzystania sieci energetycznej prowadzącej do oszczędności” – wskazał.
Jak mówił, dziś zmiany czasu w wymiarze ekonomicznym to głównie koszty. Szczególnie zauważalne są one w systemach logistycznych – tam, gdzie wykorzystywany jest system pracy zmianowej, czy w systemach elektronicznych prowadzących transakcje finansowe w wymiarze globalnym.
„Problem jest widoczny w rolnictwie – np. krowy funkcjonują zazwyczaj zgodnie z trybem słonecznym i trudno im wytłumaczyć, że będą dojone godzinę później” – mówił.
Nawiązując do wiosennej zmiany czasu, kiedy jedna godzina jest „zabierana”, dr Gabryś powiedział, że wówczas skrócony o godzinę sen może wpływać negatywnie na efektywność pracy i w pierwszych dniach w niektórych branżach powodować wzrost wypadkowości.
Przed paroma laty Parlament Europejski opowiedział się za zniesieniem zmiany czasu. Europosłowie chcieli, aby 2021 był ostatnim rokiem ze zmianami czasu. „Na ten moment Unia Europejska chyba zapomniała o tym temacie, co jest oczywiście związane z pandemią. Niemniej jednak temat na pewno powróci, pytanie tylko – kiedy” – powiedział ekonomista.
Jednocześnie zwrócił uwagę, że dotychczasowe propozycje regulacji zakładały, że to nie Unia wybierze czas dla całej wspólnoty, ale państwa członkowskie zrobią to indywidualnie. „Obecnie większość państw Unii Europejskiej funkcjonuje według jednego czasu. Brak porozumienia między państwami w kwestii wyboru jednego, uniwersalnego czasu mogłoby spowodować spore zamieszanie, gdy np. państwa sąsiedzkie, dotychczas korzystające z tego samego podejścia do zmiany czasu, będą funkcjonowały według odmiennego czasu” – powiedział.
Zdaniem dr. Gabrysia, dla Polski geograficznie bliższy jest czas zimowy, ale „przyjaźniejszy” dla ludzi – letni. „Większość z nas zazwyczaj pracuje od godz. 7-8 i kończy pracę ok. 16-17. Chcielibyśmy móc jeszcze wykorzystać popołudnie i wieczór np. pójść na spacer, a to właśnie czas letni wydłuża nam drugą część dnia ze słońcem” – wskazał.
Dr Gabryś przypomniał też, że przed paru laty ówczesne Ministerstwo Przedsiębiorczości przeprowadzało badania na temat zmiany czasu i preferencji Polaków – wówczas blisko 80 proc. respondentów opowiedziało się za wprowadzeniem na stałe czasu letniego.
„Moim zdaniem wymaga to rozważności, bo i jeden, i drugi czas ma swoje konsekwencje i oznacza dla nas pewną zmianę sposobu funkcjonowania np. w zależności od miejsca zamieszkania. Bo jeżeli przyjmiemy za obowiązujący przez cały rok czas letni, to osoby mieszkające w Szczecinie w okresie przesilenia grudniowego o godzinie 9 rano wciąż miałyby ciemno. Natomiast jeśli wybierzemy czas zimowy jako obowiązujący, to z kolei u mieszkańców Bieszczad na przełomie czerwca i lipca w okolicach 3 w nocy będzie już jasno” – podsumował.
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl, Autorka: Agnieszka Kliks-Pudlik