Strażnicy miejscy regularnie sprawdzają, czy Polacy przestrzegają rządowych obostrzeń. Przekonał się o tym na własnej skórze dyrektor Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Legnicy. Funkcjonariusze przyłapali go w parku, kiedy siedział na ławce, bez maseczki. Mężczyzna nie chciał przyjąć mandatu. Jak się broni?
Rządowe ograniczenia przemieszczania się, miały na celu zahamowanie rozwoju epidemii koronawirusa w kraju. Jednak niektóre pomysły, jak np. zamknięcie lasów, czy parków wywołały liczne kontrowersje. Były też powodem sporów ze służbami.
Jedną z osób, które zostały przyłapane na złamaniu ograniczeń był dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Legnicy. Mężczyzna relacjonuje, że zatrzymał się w parku, przy ławce dosłownie na chwilę. – Stanąłem, rozmawiałem, przykucnąłem na chwilę na ławce. No i się zaczęło… – przekonuje w rozmowie z Polsat News.
Strażnicy zwrócili uwagę, że przebywanie na terenie parku miejskiego jest zakazane. Poza tym mężczyzna nie miał maseczki i podróżował rowerem. – Nie miałem maseczki, przyznaję. Może to był błąd, ale uznałem, że skoro park był zamknięty, nikogo nie ma… – powiedział.
Mężczyzna tłumaczy, że uważa ten zakaz za niepotrzebny. – Jazda na rowerze w maseczce to jest tylko utrudnienie. Bo ja się nie zarażę, ani nikogo nie zarażę. Chronić korniki, drzewa? Przecież to nie ma sensu. Dlatego jechałem bez maseczki – mówił.
Mężczyzna relacjonuje, że funkcjonariusze nie dali się przekonać na żadne wyjaśnienia. – Ja nie kwestionowałem, że złamałem zakaz – przekonuje. Jednak odmówił przyjęcia mandatu, a strażnicy poprosili o wyjaśnienie powodów. – Powiedziałem, że jest to rygor stanu wyjątkowego, którego nie mamy – podkreślił.
Rozmowę z mężczyzną przeprowadziła także „Gazeta Wyborcza”. – Znalazłem się w tym parku z prozaicznego powodu. Sanepid pracuje teraz na dwie zmiany. Jako odpowiedzialny pracodawca podzieliłem załogę, by w razie zachorowania u jednej z osób z jednej zmiany sanepid mógł pracować dalej. Ja jako osoba dyspozycyjna przychodzę na obie zmiany – tłumaczył.
– Pojechałem po godz. 13 samochodem do domu na obiad. Wracałem rowerem przez park, najkrótszą drogą – w linii prostej musiałem pokonać około 500 metrów – dodał. Zgodnie z przepisami, sprawą zajmie się teraz sąd.
Źródło: Polsat News, TV Regionalna pl