Wychodzimy poza ramy, staram się działać niekonwencjonalnie, nie tylko tak jak mówi statut, ale medialnie, poprzez nagłaśnianie spraw, co później skutkuje dużą skutecznością – mówi w wywiadzie dla portalu wMeritum.pl Łukasz Hamadyk – przewodniczący zarządu Rady Dzielnicy Gdańsk Nowy Port.
Niecały rok temu została przegłosowana w Gdańsku pierwsza w historii tego miasta uchwała obywatelska. Jesteś jednym z jej autorów. Czego ona dotyczyła?
Łukasz Hamadyk: Dotyczyła rewitalizacji parku na terenie Szańca Zachodniego i przeznaczenia go w przyszłości na miejsce spotkań, miejsce rekreacyjne, które będzie nie tylko służyć mieszkańcom, ale też przyciągać turystów i w jakiś sposób nawiązywać do dawnych lat świetności tego miejsca i Nowego Portu
Musieliście zebrać 2000 podpisów. Nie wydaje się to dużo. Było ciężko?
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Nie był to łatwy kawałek chleba. Wygląda to na niezbyt dużą liczbę, ale gdy przyszło stać na deszczu, wietrze, chodzić do ludzi, spotykać się z różnymi komentarzami, owszem, na ogół przychylnymi, ale nie tylko. Było to dosyć twórcze, bo podczas tych spotkań nawiązało się wiele kontaktów i mogliśmy się dowiedzieć o sprawach o których nie było możliwości się dowiedzieć siedząc w biurze, czy czekając aż ktoś przyśle nam list. Genialna lekcja obywatelskości i test na zaangażowanie wielu osób.
Ale zebraliście je ze sporą nadwyżką.
Tak, prawie 2800. Część odpadła, bo nie były pełne, wiele też było zebrane podczas bitwy morskiej w Nowym Porcie, kiedy to zebrało się wielu turystów, a my nie byliśmy w stanie zweryfikować, czy ktoś jest tutaj zameldowany, czy tylko zamieszkały. Ale mieliśmy taki zapęd, byliśmy pewni że damy radę te 2000 przekroczyć.
Głosowanie w Radzie Miasta poprzedziła burzliwa dyskusja i ostatecznie jeden z radnych wstrzymał się od głosu. Czy uważasz, że obywatelom ciężko jest przepchnąć własną uchwałę?
Myślę że tak, bo były różnego rodzaju podchody robione przez radnych., żeby uchwałę cofnąć do prac komisji, i tam ją „uwalić”, a samemu być twórcą. Nawet akurat dziwnym zbiegiem okoliczności, gdy pozostało jedynie opiniowanie rady w komisji, powołano w pośpiechu komisję rewitalizacji, do której miała trafić uchwała, oczywiście możemy sobie wyobrazić jaki byłby finał. Zresztą ta komisja do dzisiaj jest nieporozumieniem służy tylko do PR mediach przewodniczącemu i maskowaniu jego słabej pracy w dzielnicach. Wiem co mówię, bo Nowy Port to dzielnica z jego okręgu. Koszty nawet minimalne, które powstają przy okazji jej działań to pieniądze zmarnowane. Tym razem znów pomogło nam nagłośnienie sprawy i projekt uchwały nie trafił do tej komisji, gdyż nie zdążyła ona zostać powołana przed podjęciem uchwały.
Jeśli mówimy tu o twórcach, to ojcem chrzestnym, a właściwie matką jest p. Beata Dunajewska, która musiała przekonywać swoich kolegów i koleżanki o słuszności inicjatywy obywatelskiej, co dla mnie jest kuriozum. Ale jeżeli mamy zaplecze intelektualne Janusza Palikota w postaci dużej części radnych związanych z Młodymi Demokratami, to nie ma się co dziwić.
Dość często sprawą Szańca zajmowały się lokalne media. Pomagały? Czy może negatywnie odnosiły się do waszej inicjatywy?
Dziennik Bałtycki zdecydowanie to opisywał i pochwalał, portal trójmiasto.pl, lokalne rozgłośnie radiowa a nawet TVP również, Gazeta Wyborcza praktycznie w ogóle za wyjątkiem jednej wzmianki, gdy już praktycznie sprawa byłą przesądzona.
Oprócz walki o Szaniec Zachodni jesteś też przewodniczącym Zarządu Osiedla Nowy Port. Jak uważasz misję, pracę radnego na terenie tak małej jednostki samorządu terytorialnego? Jesteście w stanie coś zrobić? Czy może wasze kompetencje są za małe?
Jeśli patrzeć tylko na kompetencje, to są one niewielkie, ale wychodzimy poza te ramy, staram się działać niekonwencjonalnie, nie tylko tak jak mówi statut, ale medialnie, poprzez nagłaśnianie spraw, co później skutkuje dużą skutecznością. Ktoś może mówić, że za dużo tego, czy owego w mediach, ale albo działamy niekonwencjonalnie, wychodzimy poza ramy, albo nie udaje nam się po prostu sprawy załatwić. Nieraz zdarzało mi się, że po nagłośnieniu pewnej uchodzącej za niemożliwą sprawy nagle stawała się ona możliwa i jest załatwiona. Myślę, że sukcesów Rady Dzielnicy jest sporo, są też porażki, które bolą, są sprawy niezałatwione. Ale myślę, ze na 15 radnych jest ok. 10 takich, którzy działają solidnie, używając terminologii sportowej, możemy powiedzieć, że mamy drużynę, która do jednej bramki. Jestem dumny, że jest grupa tak zaangażowanych osób, które poświęcają swój czas nie tylko w czasie sesji i muszę tu wymienić m.in. panie Jedwabską, Dekańską, Błaszczyk i panów Rychlaka, Siubra, Wysockiego, Mordasiewicza czy Stolarka i pozostałym angażującym się w miarę możliwości. Byłem też w poprzedniej kadencji Rady Dzielnicy radnym i jest to bez porównania, mamy także hamulcowych, którzy nie potrafią pogodzić się z tym, że nie pełnią tej samej funkcji, którą pełnili w poprzedniej kadencji i liczyli na kontynuację, ponieważ tak zaplanowali sobie karierę polityczną z finałem w radzie miasta. Widać to jak na dłoni, bo od 2011 nie uczestniczą inicjatywach rady i innych, nie wykazują zainteresowania, piszą donosy i cieszą się z potknięć grupy zaangażowanych osób. Szkoda, bo jednak wszystko można pogodzić w końcu ileś osób im zaufało oddając swój głos, a proszę mi uwierzyć pracy w Nowym Porcie nie brakuje. Jest mi po ludzki przykro, że jednak nie można trzymać się z dala od polityki w jednostce pomocniczej, przecież chodzi o te same podwórka i chodniki po których razem chodzimy. Natomiast jeśli chodzi o czyhanie na czyjeś potknięcia, to nie myli się tylko ten który nic nie robi.
Macie dość niewielkie środki jak na jednostkę samorządu terytorialnego, około 50 tysięcy złotych…
Teraz nawet mniej…
Ale mimo to udało się zrealizować budżet z niewielką nadwyżką. Czy udało się za taką kwotę zrobić dużo?
Dużo i mało. W porównaniu z budżetami takich dzielnic, jak Chełm, gdzie budżet wynosi 188 tysięcy złotych, to jest to spora różnica. Wiadomo, mieszka tam więcej osób, jest to blokowisko, nie ma zbyt wiele starych budynków, jest zupełnie inna powierzchnia pracy. Myślę, w miarę możliwości wycisnęliśmy budżet jak gąbkę. Staramy się w jakiś sposób działać inaczej. Szukamy sponsorów, łączymy siły z innymi radami dzielnic. Niedawno powstało stowarzyszenie, w którym jest część naszych radnych, po to aby móc też pozyskiwać pieniądze w konkursach na inwestycje, place zabaw, czy inne potrzeby na które w tej chwili nas nie stać. Działamy w PAKCIE dla Nowego Portu, inicjatywie społecznej zrzeszającej organizacje, szkoły, organizacje religijne, Stowarzyszenie Nowy Port Sztuki, Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta, przedstawiciele Urzędu Miejskiego a wszystko spina radna miasta pani Dunajewska.
No dobrze, ale czy mieszkańcy na pewno traktują Radę Osiedla jako poważną instytucję służącą ich miejscu zamieszkania? W wyborach parlamentarnych czy prezydenckich frekwencja wynosi około 50%. W wyborach do Rad Dzielnicy ciężko jest przekroczyć 10% frekwencję i niektóre Rady po prostu upadają.
Teraz jest tak, że próg wyborczy został obniżony i radę da się bez problemu stworzyć. Ale myślę, że niedługo tendencja będzie wzrostowa, po prostu jest to coś nowego i mieszkańcy często mówili kiedyś, że nie da się czegoś załatwić, a teraz się da, bo jednak trzeba mieć w sobie negatywne emocje, aby nie zauważyć, że powoli ale jednak systematycznie Nowy Port się zmienia i nie dzieję się to przypadkowo. Dlatego myślę, że frekwencja zacznie rosnąć, zwłaszcza tam, gdzie te rady działają. Jeśli jednak przez te 4 lata mieszkańcy nie zauważą żadnych zmian, to oczywiście frekwencja spadnie.
Ale Rada Osiedla w Nowym Porcie istniała już kilkanaście lat temu. Dlaczego wtedy upadła?
Przede wszystkim wtedy były inne czasy: rada osiedla nie miała wtedy budżetu i nie dysponowała takimi możliwościami jak dzisiaj. Przypominała trochę królika doświadczalnego, ale miała na swoim koncie sukcesy, jak np. zlikwidowanie pociągu, który przejeżdżał przez środek dzielnicy. Były to jednak osoby pierwszy raz rzucone na głęboką wodę, starały się, jak mogły, ale dopiero teraz wiemy, co powinniśmy robić.
Widać, że dzielnica się zmienia, ale czy na pewno tak jest? Niedawno w jednym z artykułów w internecie pojawiła się opinia, że w ostatnim czasie upadła część sklepów, a wielu mieszkańców ledwie wiąże koniec z końcem. Jak to wytłumaczysz?
Powstała inicjatywa Pakt dla Nowego Portu, która wysłała polemikę do Gazety Wyborczej. To, że tekst znalazł się akurat tam mnie nie dziwi, inne media są bardziej optymistyczne. Było tam wiele nieścisłości. Lokale są pozamykane, gdyż należały do Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych, które nie potrafi porządnie przeprowadzić przetargu na wydzierżawienie tych lokali. Dalej: była mowa o zamkniętej pizzerii. Ok, jest zamknięta, ale póki co trwa tam remont, a za tydzień otwiera się w tym miejscu nowa. Myślę, że komuś trochę zależy na tym, żeby Nowy Port tak dziwnie postrzegać, bo ostatni tytuł w tej gazecie brzmiał „Gangi Nowego Portu: szlakiem knajp, spelun i mordowni”. Nowy Port umiera, bo zaatakowały go gangi, które wyległy ze spelun (śmiech). To jest zupełnie niepotrzebne i naprawdę trzeba być z obiektywizmem na bakier, żeby tak pokazywać dzielnicę. Wiele się tutaj dzieje, więcej niż kiedykolwiek. Byliśmy trochę zszokowani, pojawiło się sporo komentarzy na portalach społecznościowych, ale żaden z nich nie odnosił się pozytywnie do artykułu.
Jest to dzielnica mająca swoje zabytki: Latarnia morska, odbudowywany Szaniec Zachodni, zabytkowy Kościół, muzeum sybiraków, terminal promowy, odrestaurowana Łaźnia… Do niedawna większość z tych miejsc znajdowała się w ruinie. Czy ta rewitalizacja jest zasługą mieszkańców, czy władz miasta?
Wszystkiego po trochu, ale największymi możliwościami jest potencjał ludzki. Wiadomo, że sami mieszkańcy nie odrestaurowaliby „Łaźni”, ale też z kolei niewiele się działo przez lata, żeby można było coś pozytywnego powiedzieć o Szańcu Zachodnim. Najlepszym kapitałem jest kapitał ludzki, więc poprzez aktywizację lokalnej społeczności, można osiągnąć wyniki w rewitalizacji większe niż przewidziałyby to statystyki.
Mieliście też inne problemy. Na przykład tiry parkujące na głównej drodze prowadzącej do dzielnicy. Udało się to wam rozwiązać?
Problem istnieje od lat, i rzekomo ma całkowite rozwiązanie, które pojawi się w najbliższym czasie, uzyskujemy takie zapewnienia. Nie udałoby się tego zapewnić, gdyby nie p. Dunajewska z Rady Miasta, która wsparła nas swoimi działaniami. Grunt, żeby mieć partnera do działania, nawet jeśli jest on z przeciwnej opcji politycznej. Wychodzę z takiego założenia, że na poziomie samorządu partyjne podziały powinno się zostawiać przed telewizorem kończąc oglądanie wiadomości, a walkę na argumenty preferować podczas prac komisji oraz sesji Rady Miasta. W końcu chodzi o działanie na poziomie lokalnej społeczności czy to w dzielnicy czy na poziomie miasta. Choć nie jest to standardem i szkoda.
Kilka lat temu startowałeś w wyborach na radnego miasta. Nie dostałeś się, ale działałeś cały czas. Przełożyło się to zresztą na wynik wyborów do rady dzielnicy, gdzie uzyskałeś najwyższy wynik. Czy właśnie o to chodzi w działalności polityka, żeby nie być aktywnym jedynie podczas kampanii wyborczej?
Jasne, była to dla mnie przygoda. Jeśli ktoś nastawia się na to, że chciałby tak po prostu zostać radnym, może się zawieść. To złożony proces, gdzie niestety o miejscach na liście nie zawsze decyduje zaangażowanie i aktywność a czasami potrafi to wręcz przeszkadzać. Ukończyłem studia z politologii i wiem, że teoria z praktyką nie zawsze idzie w parze. Jednak jeśli chodzi o same wybory, to jak Bóg da może jeszcze dożyję do kilku wyborów (śmiech).
Jak uważasz, czy sposób w jaki działają mniejsze jednostki samorządowe są impulsem do tego, żeby przeprowadzać bardziej decentralizację władzy państwowej i przekazywać im więcej kompetencji?
Wychodzę z takiego założenia, że samorządy to koszula bliższa ciału i powinno się pokusić o większe kompetencje, ale wszystko powinno odbywać się stopniowo, ludzie muszę się tego nauczyć. Większość samorządowców to pasjonaci, poświęcający swój czas, robiąc to za darmo. Ja akurat dostaję skromną dietę (600 złotych), więc byłoby przekłamaniem, gdybym powiedział że robię to całkowicie za darmo ale oczywiście nie robię tego dla tej diety. Nawet gdy rozpoczęła się kampania wyborcza do rady osiedla, zrezygnowałem ze stałej pracy w solidnej firmie, aby móc pomóc w kampanii, a później w codziennej pracy radnego. Myślę, że spokojnie, z czasem powinna być taka sytuacja, ale mam nieco wątpliwości na temat tego, czy władze centralne się na to zgodzą. Wiele osób, które się wybijają, są podkopywane przez leśnych dziadków, które kiedyś przykleiły się do krzeseł, i nie chcą się oderwać.
A jak oceniasz ordynację wyborczą w wyborach do Rady Dzielnicy. Panuje tam system wielomandatowy – oddaje się tyle głosów, ile jest miejsc do obsadzenia (15). Czy uważasz, że powinno być to wprowadzane szerzej, czy może jest to szkodliwe?
Ma to swoje plusy, są to osoby nam znane, sąsiedzi, znajomi, nie ukrywam, że gdybym nie kandydował i miał oddać tylko jeden głos, miałbym spory problem, bo wiem, że każdy z nich chce coś dla dzielnicy zrobić. Chodzi tutaj zresztą o działanie w grupie, a nie o jednostkę.
Jak widzisz ideę jednomandatowych okręgów wyborczych na podstawie swoich doświadczeń? Czy są one w stanie spełnić swoją funkcję?
Możliwe byłoby to w wyborach samorządowych, ale widząc rosnącą popularność rad osiedli, ciężko przypuszczać, żeby rządzący się na to zgodzili. Wielu miejskich radnych to wstyd dla miasta, a załapują się tam dzięki metodzie d`Hondta, albo dzięki zagrywkom na listach partyjnych. Myślę, że dla nich byłaby to emerytura polityczna, z korzyścią dla Gdańska. Bo jak tutaj mówić o radnych, którzy publicznie chwalą się że lubią napluć kolegom do piwa, nie przychodzą na umówione dyżury, albo podczas kadencji za kilka procent wartości wykupują mieszkania komunalne w wielkiej kamienicy? Przykłady można mnożyć, ale nie warto i chyba nawet nie mamy tyle czasu (smiech).
A nie uważasz że byłoby to zagrożeniem? Załóżmy, że w mieście wybrani zostaliby w ten sposób przedstawiciele mającej największe poparcie w tym regionie partii politycznej.
Ciężko powiedzieć, wydaje mi się, że część osób pościągałoby partyjne szyldy i startowało jako niezależni. Dla mnie nie miałoby to większego znaczenia, bo w takiej sytuacji i tak mieszkańcy wybierają te osoby, które działają. Nie da się wstawić do dzielnicy anonimową osobę, która miałaby wygrać reprezentując partyjne szyldy, chociaż wchodzą tutaj w grę kwestie finansowe i na pewno władza centralna starałaby się ratować swojego kandydata poprzez akcję w mediach. Jeśli chodzi o JOWY w całym kraju, to byłby to ciekawy eksperyment, ale też niósłby ze sobą jakieś problemy, zresztą mieliśmy przykład Henryka Stokłosy, siedzącego dzisiaj w więzieniu. Myślę, że wielu baronów finansowych byłoby w stanie wygrać z kandydatami mającymi dobre chęci, ale szczupłe portfele.
Nowy Port wciąż nie ma dobrej reputacji wśród mieszkańców Gdańska. Czy ten niekorzystny trend się pogłębia, czy może stopniowo odzyskujecie dobrą opinię?
Jak wcześniej powiedziałem, jeśli będziemy mieli jeszcze więcej takich tekstów jak ostatnio w mediach, będzie się to pogłębiać. Na szczęście jest więcej pozytywnych artykułów o naszych działaniach, więc osoby z innych dzielnic, czy miast mogą o tym poczytać. Myślę, że trend idzie w dobrym kierunku. Ludzie się aktywizują, są chętni do pomocy, czego efektem jest Inicjatywa obywatelska i ich zaangażowanie. Opinia jest jaka jest, wokół dzielnicy narosły legendy. Niekorzystna była też przez lata polityka miasta, bo przez lata wpychano tutaj eksmitowanych ludzi, którzy nie szanowali tego miejsca. Myślę, że idzie to w dobrym kierunku, ale zapaść jest duża, dlatego trochę to potrwa.
Dzielnica znajduje się w pobliżu stadionu PGE Arena i Centrum Amber Expo. Czy przyniosło to jakieś korzyści dzielnicy?
Stadion fajnie wygląda z 10 piętra (śmiech). Szczerze mówiąc, żadnego boomu na lokale, czy miejsca gastronomiczne nie ma, kto wie, może w przyszłości. Paru mieszkańców dzielnicy znalazło tam pracę. Ale jeśli na terenie stadionu odbywają się duże, międzynarodowe imprezy, to mieszkańcy mogą mieć w nich udział, a może czasem trafi się tutaj zabłąkany turysta. Nie mamy niestety wypracowanej spójnej polityki turystycznej, ale myślę, że wszystko przed nami.
Rozmawiał Karol Handzel Fotografia głównego zdjęcia: Piotr Połoczański