Jakże naiwnie myśleli polscy decydenci pod Ujsciem w lipcu 1655 r. Może nie wierzyli we własne możliwości? Wszak zawodowego wojska mieli niewiele. A naprzeciw stała kilkutysięczna armia szwedzka. Zaprawiona w bojach wojny trzydziestoletniej i pod dowództwem zdolnego Arvida Wittenberga.
Szlachta pozwoliła wejść nieprzyjacielowi na własne terytorium bez walki, bo ten obiecał, że nie będzie łupił i zachowa dotychczasowe prawa i przywileje. Cóż. Wielkopolska ostatni raz bezpośrednio zagrożona była (notabene przez Szwedów) w czasie tzw. wojny o ujście Wisły (1626-1629). Od tego czasu Wielkopolanie przyzwyczaili się do spokoju, a inne wojny toczyły się daleko od granic prowincji. Faktem jest, iz jedna z najbogatszych ziem RON poddała się bez walki licząc, że wojska przyzwyczajone do łupienia nie będą łupić. Ale przecież w czasie wojny z lat 1618-1648 panowała zasada: wojsko żywi się samo na wrogim terenie. Trudno zmienić nawyki takiej masy ludzi, jaka wkroczyła w granice Rzeczpospolitej.
Ale próbowano.
Dlaczego?
Bo sam Karol Gustaw nie spodziewał się tak łatwej zdobyczy. Bez walki jego generałowie zajmowali coraz to nowe terytoria. Miasta otwierały przed nim swoje podwoje. Z wyjątkiem kilku. A skoro szło tak łatwo należało dotrzymywać, a przynajmniej próbować dotrzymać obietnic, które się złożyło. A więc zakazu rabunków, gwałtów etc. etc.
A jak było w praktyce?
O tym już za chwilę możecie przeczytać w tej pracy. Nie jest to praca naukowa, a jedynie opisanie kilku przykładów działalności szwedzkiej na terytorium Rzeczpospolitej na podstawie pamiętników z epoki.
Wybrałem cztery, w których udało się znaleźć więcej lub mniej informacji na temat postępowania Szwedów wobec ludności RON. Są to pamiętniki żołnierskie. Bo jako takie zawierają najdokładniejsze informacje z życia żołnierskiego. Trzy są spisane przez Polaków, a jeden przez Niemca.
Z polskich źródeł najbardziej zasobnym w interesujące nas informacje jest pamiętnik Wespazjana Kochowskiego, towarzysza chorągwi kozackiej wojewody sandomierskiego Władysława Myszkowskiego. Praca Mikołaja Jemiołowskiego, również towarzysza chorągwi kozackiej, tak jak i Joachima Jerlicza są dość ubogie w dane o zachowaniu Szwedów w Rzeczpospolitej. Są to raczej kroniki.
Pamiętnik Chrystiana Hieronima von Holstena jest istotny z tego względu, że pokazuje relacje szwedzko – polskie z tej pierwszej strony. Autor zaciągnął się jako wolny rajtar do szwedzkiej armii, mając 16 lat, w czasie werbunków w Rzeszy. Był świadkiem kapitulacji pod Ujściem. Maszerował z Wittenbergiem na południe Rzeczpospolitej, by jesienią 1656 r. dostać się do niewoli hetmana polnego Sebastiana Lubomirskiego. Po trzymiesięcznym więzieniu zdecydował się wstąpić do kompanii przybocznej hetmana. Od tej pory maszerował wszędzie tam, gdzie skierowały go rozkazy walcząc ze swoimi dawnymi mocodawcami.
W podpisanej 25 VII 1655 r. wspomnianej kapitulacji pod Ujściem zgromadzone województwa poddały się pod protekcję szwedzką. Karol X przejął wszystkie uprawnienia króla polskiego. W zamian zagwarantował szlachcie i Kościołowi katolickiemu wszelkie dotychczasowe przywileje. Zwolnił również od kwaterunku swoich wojsk dobra szlacheckie. Do listopada wszędzie tam gdzie pojawiała się armia szwedzka czyniono podobnie – każdy chiał wytargować jak najlepsze warunki, zabezpieczyć swoje majątki i przywileje. Jemiołowski zapisał: „Albowiem skromnie, spokojnie i łaskawie król szwedzki nie pospolity ujęcia affektów polskich i akkomodowania się fantazji ich architekt, z każdym tak szlacheckiego jako i wiejskiego stanu postępował, każdego miło przyjmując i ochotnie słuchając i swoich żołnierzów, gdzieby komu choć najmniejszą krzywdę uczynili, bez miłosierdzia karał.” A złapanych jeńców puszczano wolno jeśli nie chcieli przyłączyć się do króla szwedzkiego.
Poddanie się obu hetmanów koronnych pod zwierzchnictwo Karola X (13 XI) zakończyło okres łatwych zwycięstw najeźdzcy. Spowodowane to było ważnymi czynnikami. Po pierwsze chodziło o zachowanie żołnierzy szwedzkich. Karol Gustaw starał się dotrzymywać układów zawartych ze szlachtą polską, dowódcy początkowo surowo karali żołnierzy dopuszczających się przestępst na ludności polskiej.
Holsten relacjonuje w swoim pamiętniku, że „pod karą śmierci zakazano nam złodziejskich wypadów. Zgodnie z tym generał Wittenberg rozkazał wieszać każdego (rabusia) bez względu na osobę. Toteż w każdą środę wieszano nie tylko szeregowców, ale także porucznika, cyrulika regimentu, kwatermistrza i trębacza.” Ponadto wszystkich maruderów wychodzących z obozu bez pozwolenia kazał wycinać w pień na miejscu spotkania albo przyprowadzać do obozu jako jeńców.
Jednak akty przestępstw zdarzały się notorycznie i gdyby karać wszystkich w krótkim czasie armia przestała by istnieć.
Dlaczego tak się działo?
Otóż Szwedzi zaciągali na kredyt, który miał być spłacony przez zajęte prowincje. I tak się działo. Jednakże miejmy w pamięci, że niedawno, tj. w 1648 r. zakończyła się Wojna Trzydziestoletnia. Panowała w niej podstawowa zasada: na wojnie armia żywi się sama. Trudno zmienić wieloletnie przyzwyczajenia kilkudziesięciotysięczej masy ludzi. Konsekwencją tego było nakładanie wysokich kontrybucji na ludność podbitych terenów. Kochowski podaje iż nakładano podatki nie tylko na chłopów ale również na dobra szlacheckie. Trzeba było się również wykupywać od rabunku. Czasami skargi powodowały złagodzenie nałożonych sum. Zwyciężonym kazano żywić i odziewać wojsko, musieli składać się na żołd dla żołnierzy, na pensje dla dowódców i na płace dla służby, przechodzącym oddziałom dostarczać kwater i prowiantów, stacjonującym urządzać biesiady, nadto zaś żądano by przykładali się do prac nad obwarowywaniem zamków albo też się z nich wykupywali. Zaległe podatki wybierano siłą.
Rabowanie dworów szlacheckich i zwykłaych chłopskich zagród było na porządku dziennym. Szlachta i chłopi nierzadko bronili się w miarę możliwości przed mniejszymi grupkami żołnierzy. Pisze o tym Holsten, który sam mało nie zginął podczas szabrowania. Później był już ostrożniejszy. Działalność szwedzką podkreślił tak: „Mieliśmy wtedy dość pieniędzy, polskie kobiety były wytworne, delikatne i piękne, podobała nam się polska muzyka. Słowem, było to życie o jakim można marzyć”.
Bardzo ważny okazał się podczas tej wojny aspekt religijny. Karol X starał się bardzo by walka nie nabrała charakteru religijnego. Wydawał szereg rozporządzeń, które na niewiele się zdały. Żołnierze i oficerowie nie mogli wyzbyć się przyzwyczajeń z wojny w Rzeszy. Jerlicz wspomina: „Klasztory i kościoły zaczęto łupić, pannom zakonnym gwałty czynić, niektórych samych oddawać i żenić mnichów, w kościołach konie stanowić i inne zbytki czynić brzydkie Panu Bogu i ludziom poczciwym”. Potwierdza to Kochowski: „Coraz powszechniej dostrzegali, że obietnice poszanowania religii katolickiej nic nie są warte, skoro miejsce poświęcone Bogu narażane jest na gwałt (…) [o Jasnej Górze]. (…) że pod pozorem przywracania wolności król-protektor uciska Polskę nieznośną niewolą: religię ochrania słowami, a profanuje czynami, pisze i przemawia do szlachty gładkimi słowy, a zezwala na niegodziwości i dopuszcza się okrucieństw. Nie dosyć mu zajmować miasta, wdziera się do klasztorów, odbierając je zakonnikom, przy czym łupem napastników stają się zarówno ozdoby ołtarzy jak i majątki mieszkańców”. Biskup enneński Jan Branecki został niegodziwie zabity we własnym swym domu; Wojciecha Gowarczewskiego, archidiakona, podczas drogi pod Zbąszyniem, obciąwszy mu ręce, zepchnięto z mostu. Samym tylko franciszkanom zabito prawie 20 kapłanów. Później (…) zakazano głosić słowo boże, zamnknięto usta kaznodziejom i usunięto spowiedników. Wszystko to pod pozorem zapobiegania rozruchom”. Dobra biskupie pod ich nieobecność oddawano w świeckie ręce.
Największe znaczenie miało nieudane oblężenie sanktuarium na Jasnej Górze, które przelało szalę goryczy. „Niemniej zobaczyli iż kościoły, domy Boże krzywdy wielkie cierpią, onych niszczą, klasztory w niwecz obracają, gwałty i niewolę szlachcie ciężką czynią, panny, córki szlacheckie i domy gwałcą, prawo i swobodę psują…” (Jerlicz). Od tego momentu polski opór coraz bardziej się krystalizował, a i postępowanie Szwedów zaczęło być kierowane prawem wojny, a nie podpisanymi układami. Tak więc „tych spośród szlachty, którzy próbowali się Szwedom przeciwstawiać, nachodzono niespodziewanie po domach, zabijając lub zabierając ich do więzienia. Miasteczka Żywiec, Zakliczyn, Pilicę, Szczekociny, Przyrów i wiele innych obrócili w perzynę, rozkazując je rozgrabić i spalić”. Z uległymi obchodzono się łaskawie, z nieposłusznymi brutalnie (Kochowski). Rozpoczęła się wojna partyzancka i podjazdowa. Napadano na mniejsze grupy żołnierzy szwedzkich. Holsten pisze, że Zdarzyło się raz, że milę za Lanckoroną w pewnym dworku szlacheckim kilku Szwedów zostało po łotrowsku zamordowanych. W odwecie złupiono okoliczne dwory i zagrody. Zdarzyło się, że kilku ze szlachty w towarzystwie paru hajduków i zbójników, otrzymawszy wiadomość o naszym pobycie wpadło nocą do miasteczka. Zabito wszystkich z oddziałku Holstena. Jemu się udało przeżyć. Na południu kraju nie było bezpiecznie dla Szwedów. O ile mniejsze grupy żołnierzy kwaterowaly za dnia w miasteczkach o tyle w nocy kwaterowano w większych bazach.
W 1656 r. wszystkie siły polskie przeszły do ofensywy. Szwedzi pochowali się w największych miastach. Poruszali się tylko w silnych zgrupowaniach. Do końca roku 1657 udało się wyprzeć Szwedów aż na Pomorze. Rzeczpospolita była wolna przynajmniej od jednego najeźdzcy.
Marcin Natora
artykuł pochodzi z portalu http://historyk.eu/ wejdź jeśli chcesz dowiedzieć się więcej