Na jednym z filmików, który ostatnio pojawił się w sieci, Marian Kowalski stwierdził, że są w Polsce siły dążące do zorganizowania kolejnego majdanu, tym razem w Warszawie. Dla niektórych taka przestroga może brzmieć absurdalnie, ale zagrożenie jest realne.
Demokracja bardzo mocno komplikuje uzdrawianie państwa. W takim systemie, bardzo dużą część stanowią ludzie wierzący w bzdury oderwane od rzeczywistości, co może sprowadzać niebezpieczeństwo na resztę obywateli. W kwestii bzdur, nie mam tutaj na myśli skomplikowanych zagadnień politycznych, ale oczywistości.
Przykłady? Gdyby ktoś z Was, dziesięć lat temu określił Unię Europejską mianem „kolosa na glinianych nogach”, najprawdopodobniej zostałby wyśmiany. Dzisiaj trudno nie zauważyć, że kilka dużych krajów UE ledwo zipie pod względem gospodarczym, biurokracja zabija jakikolwiek rozwój, a długi krajów z południa Europy są niespłacalne.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Podobnie, jeśli 6-7 lat temu wspominało się o samej możliwości konfliktu zbrojnego w Europie, „znawcy” kwitowali taką wypowiedź pobłażliwymi uśmiechami. Wyraz twarzy tych osób zapewne nieco się zmienił, po tym jak rozpoczęła się wojna na Ukrainie, a Europę zalała fala uchodźców, wśród których można znaleźć terrorystów wysadzających się w centrum Paryża.
Cały problem w tym, że naiwna część społeczeństwa w Polsce, znalazła sobie kolejny absurd, którego będzie się mocno trzymać, a przekonanie to jest mocno wspierane przez niektóre ugrupowania polityczne w naszym kraju. Chodzi mianowicie o wiarę w to, że zachodnim państwom zależy na dobru naszego kraju. Kojarzycie? Lekcje historii? Zdaje się, że w przeszłości takie przekonania również Polakom towarzyszyły. I to nie raz. Słabo na tym wyszliśmy.
Zerknijmy zatem, co słychać w zachodnich mediach:
Polska i Węgry są obecnie większym zagrożeniem dla Europy, niż Państwo Islamskie – czytamy w Berliner Zeitung.
Sprawy w Polsce przybrały brzydki obrót. Przejęcie władzy przez PiS, przypomina zamach stanu – twierdzi dziennikarz amerykańskiej CNN.
Rząd w Warszawie wręcz woła o ukaranie przez Unię – pisze Suddeutsche Zeitung.
Powyższe cytaty z zachodnich mediów są znamienne. Jeśli tamtejsi dziennikarze używają tak absurdalnych stwierdzeń do opisania sytuacji w Polsce, to znaczy, że wpływ obcych państw na decyzje zapadające w Warszawie jest ograniczany. Pytanie tylko – jak daleko Zachód jest w stanie się posunąć, aby „bronić demokracji” w Polsce? Mamy przecież do czynienia, w jednym wypadku z władzą, która zawsze jest chętna do sprowokowania wojny (USA), a w drugim, z władzą, która sprowadza ogromne niebezpieczeństwo na własnych obywateli, przyjmując setki tysięcy uchodźców bez kontroli (Niemcy).
Tym ludziom nie chodzi o rozwiązywanie problemów, ale o ich kreowanie. Im bardziej niebezpiecznie, tym ludzie głośniej domagają się bezpieczeństwa. To zaś, daje okazję do poszerzania władzy, ingerowania w kolejne aspekty życia obywateli. A w samym centrum Europy leży kraj, w którym nikt nie zna problemu ataków terrorystycznych, a w dodatku przeważa powszechny sprzeciw, jeśli chodzi o przyjmowanie tysięcy uchodźców, wśród których znajdują się bojownicy Państwa Islamskiego. I trzeba coś z nim zrobić, prawda?