Dmytro Jarosz, przywódca neobanderowskiego Prawego Sektora wycofał się z ultimatum stawianego ukraińskiemu rządowi. Marszu na Kijów na razie nie będzie.
Jarosz zapewnił, że bojownicy Prawego Sektora pozostaną jednak w strefie walk z separatystami na wschodniej Ukrainie i wycofał się ze stawianego wcześniej ultimatum. Poprzednie stanowisko ugrupowania nazwał „emocjonalnym”.
>>Czytaj także: Rozmowy ws. Ukrainy znów bez ministra Sikorskiego
Czytaj także: Prawy Sektor stawia ultimatum władzom i grozi marszem na Kijów
Dodał, że rozpatrywanie w Radzie Ministrów kwestii wiceministra spraw wewnętrznych Jewdokimowa jest „małym zwycięstwem”. Prawy Sektor oskarża wiceministra o działalność przestępczą, a jego odwołanie było jednym z punktów ultimatum stawianego rządowi.
Ultimatum Prawego Sektora
Prawy Sektor opublikował specjalne oświadczenie na swoich stronach internetowych, w którym domagał się zwolnienia wszystkich swoich stronników przebywających w ukraińskich więzieniach. – Zwracamy się do prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki z apelem o wprowadzenie porządku w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, wyrzucenia z niego przedstawicieli antyukraińskich sił i wszczęcia śledztwa w sprawie ich przestępczej działalności – można było przeczytać w oświadczeniu.
>>Czytaj także: Kolejny sprzęt wojskowy wjechał na Ukrainę. Separatyści: To wsparcie z Rosji
Neobanderowcy domagali się też zakończenia wszystkich śledztw, jakie są prowadzone przeciw ich działaczom i zwrotu – ich zdaniem nielegalnie odebranej – broni. – W przypadku niewypełnienia naszych żądań – napisali działacze Prawego Sektora – będziemy zmuszeni w ciągu 48 godzin wycofać wszystkie nasze pododdziały z linii frontu, ogłosić mobilizację rezerwowych batalionów i rozpocząć marsz na Kijów w celu przeprowadzenia »szybkich reform« w MSW.
Źródło: kresy.pl; wmeritum.pl
Fot.Wikimedia/ГЛАВНЫЕ НОВОСТИ