Po odpadnięciu reprezentacji Polski z Mistrzostw Świata przyszedł czas na pierwsze podsumowania. W rozmowie z RMF FM Kamil Glik przyznał, że jeszcze w Arłamowie piłkarze otrzymali zgodę od trenera na wypicie „paru piw”, ale nie miało to żadnego wpływu na ich formę.
Po słabych wynikach reprezentacji Polski w pierwszych meczach Mundialu, na łamach niektórych mediów pojawiły się insynuacje, że Kamil Glik miał rzekomo nabawić się pechowej kontuzji barku ponieważ dzień wcześniej piłkarze urządzili sobie alkoholową imprezę.
Sam piłkarz nie kryje irytacji. „Tak, dostaliśmy zgodę od trenera, aby w dniu wolnym usiąść i wypić po parę piw. Natomiast ja słyszałem tak niestworzone historie, że rzekomo nabawiłem się kontuzji, bo się wywróciłem, będąc pijanym! To dla mnie kosmos i nie chcę mi się o tym rozmyślać, bo jest mi po ludzku smutno, że ktoś coś takiego może rozpowiadać.” – tłumaczy.
„Akurat po tym, jak trener nam zezwolił na wypicie piwa, nazajutrz mieliśmy otwarty trening dla mediów, ja w nim normalnie brałem udział. Za porażki zasłużyliśmy na krytykę, ale wymyślanie niestworzonych historii przechodzi ludzkie pojęcie.” – dodał Glik.
Piłkarz ocenił również wszystkie występy Polski na Mistrzostwach Świata. „Nie ma blamażu, jest tylko wstyd. (…) W meczu z Japonią wypracowaliśmy przynajmniej tyle okazji, co w dwóch pozostałych meczach. Jakieś pocieszenie jest, ale wstyd i złość i tak zostały. (…) Fajnie, że wygraliśmy z Japonią, ale zawaliliśmy z Senegalem. Naprawdę nie trzeba było dużo, wbrew temu, że graliśmy słabo, żeby z tej grupy wyjść. Mecz z Senegalem był tragiczny. Wszystko zawiodło. Biegaliśmy gorzej, wolniej, traciliśmy dużo piłek. Nic nie funkcjonowało.” – przyznaje.
Glik dodał, że awans z grupy był w zasięgu ręki. „Byliśmy w stanie nawet grając w takim stylu, w jakim graliśmy. Brakowało naprawdę niewiele. Wystarczył remis z Senegalem i nie dać sobie wbić aż trzech bramek w meczu z Kolumbią.” – przyznał.
Całą rozmowa TUTAJ.