Martin Stan Mycielski, mieszkający w Brukseli przedstawiciel Komitetu Obrony Demokracji, opublikował na Facebooku wpis, w którym opisał swoją przygodę z KOD-em, dla którego… rzucił nawet pracę. Przytoczył również rozmowę, którą przeprowadził z Mateuszem Kijowskim. Nie stawia ona lidera antyrządowego stowarzyszenia w dobrym świetle.
Przypomnijmy, portal Onet.pl dotarł do sześciu faktur wystawionych na kwotę 15 tys. 190 zł i 50 gr każda. Wszystkie one zostały opłacone przez Komitet Społeczny KOD na rzecz spółki MKM Studio. Firma zajmuje się doradztwem informatycznym, a jej właścicielami są… Mateusz i Magdalena Kijowscy. Lider KOD sam podpisywał faktury wystawiane KOD-owi.
Publikacja ta wywołała ogromne poruszenie w polskiej przestrzeni publicznej. Głos zabrał Kijowski, który przyznał, że była to pewna niezręczność, jednak on sam nie ma sobie nic do zarzucenia. Podkreślał, że zanim został liderem KOD-u pracował jako informatyk, a że stowarzyszenie również potrzebowało obsługi informatycznej, to naturalne było to, iż zajął się tym on. Sprawa jest niewątpliwie niezręczna, ale od początku było to tak uzgodnione z organizacją. Nie dało się tego zrobić inaczej. Ja musiałem realizować te usługi. (…) Są to faktury za faktycznie wykonane prace. Odnoszą się wyłącznie do pewnej czynności prac, które wykonywałem w tym obszarze. Jak również nie mają nic wspólnego z działalnością w KOD-zie, jako przewodniczącego czy lidera. Były po prostu związane z konkretnymi pracami, wykonywanymi przez spółkę, którą kierowałem – mówił i dodawał jednocześnie, że nigdy nie pobierał żadnego wynagrodzenia wynikającego z faktu, iż liderował stowarzyszeniu.
Faktury, które ujrzały światło dzienne mocno podkopały autorytet Kijowskiego. W sieci pojawiło się coraz więcej informacji stawiających lidera stowarzyszenia w mocno niekorzystnym świetle. Wśród nich m.in. wpis jednego z założycieli KOD-u, Jacka Parola, który, że za pierwsze uzbierane do puszek pieniądze, Kijowski… kupił sobie Iphone’a oraz laptopa. Odchodząc z Zarządu KOD w lutym 2016, na ostatnim zarządzie powiedziałem obecnym wtedy członkom,że człowiek, który za pierwsze uzbierane do puszek KOD pieniądze kupił sobie najnowszego iPhone za 4500 zł i laptopa za drugie tyle nigdy nie będzie myślał inaczej niż w kategoriach małego geszefciarza.
Pomyliłem się. Żaden mały – napisał. Więcej TUTAJ.
Teraz w Kijowskiego uderzył inny przedstawiciel stowarzyszenia. Martin Stan Mycielski, mieszkający w Brukseli członek KOD-u, opisał swoją historię na Facebooku. Okazało się, że mężczyzna tak mocno zaangażował się w działalność organizacji, że poświęcił dla niej dobrze płatną pracę. Z tego powodu znacznie pogorszyła się jego sytuacja finansowa. Mycielski postanowił więc zgłosić się do Mateusza Kijowskiego i poprosić go o finansowe wsparcie. Niestety lider KOD, kolokwialnie pisząc, spławił go. Poniżej publikujemy wpis Mycielskiego.
Jak (do tej pory) mała, zaufana grupa wokół mnie wie, w lipcu ub. r. straciłem pracę, jak się można domyślić z powodu mojego – wówczas już 9-miesięcznego – zaangażowania w KOD. Nie ze względów politycznych, ale zwyczajnie praktycznych: nie byłem w stanie pogodzić ze sobą dwóch pełnoetatowych zajęć (bardziej mentalnie niż czasowo, bo jak wiele osób pamięta pracowałem wtedy codziennie do 3-4 nad ranem, dawało radę), i dokonałem wyboru sercem, nie rozumem. Dla demokracji, a co! Ale fakt był taki, że zostałem dość nagle, nieplanowanie, w zawodowej i finansowej d*, w której jestem -coraz bardziej- do dzisiaj – w przyszłym miesiącu, jak wczoraj się dowiedziałem, nie będę już miał na czynsz ani spłatę kredytu.. (gwoli ścisłości, do tego momentu miałem stabilne, dobrze płatne zatrudnienie w Brukseli bez przerwy prawie 5 lat, z przerwami 8).
Tak więc w tej małej, zaufanej grupie, znalazł się Mateusz Kijowski, do którego zadzwoniłem, trochę w desperacji, potrzebując się wyżalić komuś, kto zrozumie moją sytuację (o ironio), i również – nie ukrywam – żeby spytać o możliwości ewentualnego tymczasowego wsparcia ze strony KODu, na zupełnie transparentnej zasadzie jakiejś umowy o zatrudnienie, dzieło, cokolwiek (osobom działającym ze mną nie muszę mówić, ile na tym etapie dla KODu robiłem, własnym kosztem, jak pisałem już od 9 miesięcy).
Mateusz, z typowym dla siebie, ciepłym, przyjaznym, uspokajającym tonem wyjaśnił mi, że oczywiście rozumie i bardzo chce pomóc, ale na ten moment wszystkie pieniądze ze składek i zbiórek idą na organizację kolejnych akcji, i w jakimś minimalnym stopniu na utrzymanie biura. Oczywiście będzie o sprawie pamiętał, ale na razie po prostu nie ma środków na jakiekolwiek wynagrodzenie czy wsparcie działaczy, nawet tych najaktywniejszych, którzy najwięcej dla KODu poświęcili. Nie mogłem nie zrozumieć – wszak sam dawał z siebie najwięcej, działał pełną parą dla Polski, dla nas wszystkich, z komornikiem na karku, kosztem siebie, partnerki i dzieci… więc jeśli on dawał radę, to dam i ja!
To było, jak dobrze liczę, na etapie faktury nr 6.
End of story.
PS. W odpowiedzi, na liczne przypuszczenia i założenia, że w związku z powyższym tekstem odcinam się od KODu, „przejrzałem na oczy” i jakoś magicznie przestałem widzieć potrzebę walki z autorytarną władzą PiS (bo jednak „demokracja ma się świetnie”), oświadczam, że nadal, całym sercem POPIERAM KOD, jego ideę, ludzi, i wciąż jestem przekonany, że nie powstała jeszcze żadna lepsza odpowiedź na deteriorację demokracji w Polsce.
Takie moje bardzo prywatne i emocjonalne 3 grosze w #KijowskiGate. Wahałem się długo, czy to napisać, ale wkurw wygrał. pic.twitter.com/h9nrJGq2n0
— Martin Mycielski?? (@mycielski) 5 stycznia 2017
źródło: Onet.pl, Twitter, wMeritum.pl
Fot. YouTube/KOD