Były lider Komitetu Obrony Demokracji, Mateusz Kijowski postanowił w ostatnich tygodniach znów o sobie przypomnieć. Choć po aferze związanej z fakturami stowarzyszenia, zaufanie stracili do niego nawet najbliżsi współpracownicy, to sam Kijowski chętnie bryluje w mediach i przedstawia kolejne zdumiewające teorie dotyczące jego upadku.
Tym razem były szef KOD udzielił wywiadu Dominice Wielowieyskiej z „Gazety Wyborczej”. Odniósł się m.in. do kontrowersji związanych ze zbiórką pieniędzy organizowaną przez resztki jego sympatyków. Do inicjatywy krytycznie odnosiły się nawet osoby, które dawniej były gorącymi orędownikami Kijowskiego. To nie jest zbiórka publiczna. Przyjaciele postanowili się zrzucić i pomóc. Kto nie chce, nie musi się składać. Ja tego nie organizowałem. – wyjaśnia były lider KOD.
Kijowski przekonuje również, że jego dzieci wcale nie są w złej sytuacji materialnej z powodu braku spłacanych przez niego alimentów. Żyją na wyższym poziomie niż ja, jeżdżą choćby na zagraniczne wakacje. – mówi.
Czytaj także: Leszek Bubel w układzie. Materiał Fundacji LEXNOSTRA
Później jest jeszcze lepiej. Kijowski twierdzi, że jest w złej sytuacji materialnej i nikt nie chce go zatrudnić z powodu… „manipulacji”. Mam dowody na kilka bardzo prostych manipulacji, które powodowały, że ludzie zaczynali być bardzo negatywnie do mnie nastawieni. A jak się ma negatywne nastawienie, to bardzo łatwo można różne rzeczy przekręcać i interpretować według swoich pomysłów. – przekonuje.
Oczywiście nie mogło również zabraknąć wątku związanego z rzekomym spiskiem służb specjalnych. Jestem absolutnie przekonany, że sprawa ta była przygotowana przez służby czy jakieś inne osoby. Byłoby naiwnością nie wierzyć, że służby specjalne nie zainteresowały się naszą działalnością. – mówi o aferze związanej z aferą finansową w KOD, której był głównym bohaterem.
Źródło: niezalezna.pl
Fot.: Screen TVN24