Spore zaskoczenie przeżyła Pani Elżbieta, gdy otrzymała rachunek za porcję smażonej ryby z surówkami w jednym z barów w Ustce. Okazało się, iż kobieta musi zapłacić… ponad 170 złotych! Oburzona klientka pokazała rachunek z jadłodajni na Facebooku.
Pani Elżbieta pokazała na swoim Facebooku rachunek ze smażalni ryb w Ustce. Opiewał on na ponad 170 złotych, jednak – co podkreśla klientka – jakoś zaserwowanej jej potrawy pozostawiała wiele do życzenia.
Ryby zamówione przez wczasowiczkę kosztowały kolejno 56,70 zł oraz 66,15 zł, zaś porcje warzyw – 21,75 zł oraz 22,75 zł. Znacznie mniej policzono Pani Elżbiecie za sok. Tutaj obsługa była łaskawa i poprosiła o zaledwie pięć złotych.
Czytaj także: \"Pamiętaj, abyś nie prosiła ich o łaskę!\" - generał August Emil Fieldorf \"Nil\
Ceny za posiłek były bardzo wysokie, więc kobieta miała prawo oczekiwać, iż na talerzu zobaczy prawdziwe arcydzieło sztuki kuchennej. Niestety, srogo się zawiodła.
„Zamawiając małą porcję świeżego turbota (smakiem przypominał mrożonego) otrzymałam ZLEPEK 5 kawałków otoczonych w kilogramowej panierce mącznej” – pisze Pani Elżbieta.
Gdy klientka zdała sobie sprawę, że jakość jej potrawy w stosunku do ceny pozostawia wiele do życzenia postanowiła zwrócić uwagę szefowi kuchni, a ten… odrzucił jej zażalenie.
„Podczas mojej reklamacji „szef kuchni”oświadczył, że takie mają porcje i nie uwzględnił mojej skargi. Musiałam zapłacić ponad 170,00” – czytamy.
Wczasowiczka zapowiada, że sprawa najprawdopodobniej trafi do Rzecznika Praw Konsumenta.
„Wróciłam głodna i wkurzona na maxa. Mam zamiar poskarżyć się do Rzecznika Praw Konsumenta” – napisała Pani Elżbieta, która apeluje do internautów o „podawanie dalej” jej wpisu.
Właściciel baru nie ustosunkował do postawionych mu zarzutów.