Grupa Motorhead podczas piątkowego występu w ramach największego metalowego festiwalu na świecie- Wacken Open Air, została zmuszona do przedwczesnego zakończenia show. Powodem było zejście ze sceny frontmana zespołu- Lemmy’ego Kilmistera.
To pierwszy koncert Motorhead od 15 czerwca tego roku. Tego dnia zagrali na Download Festival w Donigto n Park, kończąc tym samym ciąg koncertów trwający od maja. M. in w tym okresie zespół odwiedził również Polskę w ramach warszawskich Ursynaliów- 31 maja.
W trakcie półtora miesięcznej przerwy Lemmy poddał się leczeniu z powodu krwiaka.
Czytaj także: On się skończył, nim się zaczął - \"Grabaż 30\" [recenzja]
Motorhead podczas piątkowego koncertu zagrał tylko pięć utworów: I Know How to Die; Damage Case; Stay Clean; Metropolis and Over the Top i The Chase Is Better Than the Catch. Potem Lemmy zszedł ze sceny i już nie wrócił.
Po tym incydencie niesamowicie zawrzało od przeróżnych plotek. W tym również takich, mówiących o tym, że wokalista nie żyje. Jednakże gitarzysta Motorhead- Phil Campbell odpowiedział tym tzw. asshole tweeters, czyli ludziom, którzy rozsiewali nieprawdziwe informacje o śmierci Kilmistera. Treść oświadczenia Campbella brzmi następująco:
Nawiązując do pewnych doniesień, Lem żyje i daje czadu, więc nie słuchać rumoru sianego przez tych dupków (asshole tweeters)
Tak więc nie bójmy się, Lemmy ma się dobrze. Mimo wieku i używek, rock’ n’ roll świetnie konserwuje jego ciało. Fanom nie pozostaje w tym momencie nic jak tylko czekać z zapartym tchem na następny, dwudziesty pierwszy studyjny album zespołu, który ma się nazywać- Aftershock.
Fragment koncertu z Wacken
fot. Lemmy i Motorhead; źródła: guitarworld i internet