Mateusz Kijowski, lider Komitetu Obrony Demokracji, został zaatakowany na Dworcu Centralnym. Przedstawiciel antyrządowego stowarzyszenia został obrzucony wyzwiskami, a także kilkukrotnie uderzony pięścią.
Kijowski zamieścił na Facebooku post, w którym tłumaczy całe zajście. Rozmawiałem przez telefon i nagle usłyszałem jakiś stek wyzwisk i otrzymałem dwa czy trzy ciosy w kark i głowę (na plecach miałem plecak, więc były chronione). Nic mi się nie stało. Wezwałem ochronę, atakujący został odprowadzony na komisariat, gdzie ja oraz on złożyliśmy krótkie słowne wyjaśnienia oraz daliśmy spisać swoje dokumenty. Po drodze atakujący poinformował, że zaatakował mnie, bo za nim chodziłem, donosiłem „IM”, gdzie jest, a oni chcą go zastrzelić. Wyglądał na zmęczonego życiem, być może pod wpływem środków zmieniających świadomość – napisał.
Lider Komitetu Obrony Demokracji był zaskoczony obojętnością ludzi, którzy nie reagowali, gdy został zaatakowany. Nawet kiedy krzyknąłem „Policja!”, nikt nie zareagował w żaden sposób mimo, że kilka osób interesowało się i przyglądało temu, co się dzieje. Tak, wiem, nie broczyłem krwią leżąc na ziemi. Zawsze staram się reagować, kiedy widzę agresję i muszę przyznać, że ta obojętność niemile mnie zaskoczyła – zdradził.
Czytaj także: \"Spalić wiedźmę\". Nowa książka Magdaleny Kubasiewicz [fragment]
Kończąc swój wpis Kijowski zaapelował do członków KOD o spokój i zachowanie zimnej krwi w związku z możliwymi prowokacjami. Do tej pory uchroniliśmy się przed wieloma prowokacjami. Wkraczamy obecnie na nową drogę, o czym chociażby wspominam w jutrzejszym wywiadzie dla Newsweeka. Tym bardziej musimy zachować zdrowy rozsądek i wyważone reakcje. Bo ten egzamin będziemy zdawać chyba coraz częściej. Na jesieni możemy spodziewać się zdecydowanych działań ze strony władzy. Trzeba być gotowym i odpornym – napisał.
źródło: Facebook
Fot. Wikimedia/Lukasz2