W ubiegły piątek rozpoczęły się mistrzostwa Europy. Choć poziom sportowy jak na razie nie zawodzi, to jednak organizacja pozostawia wiele do życzenia.
Na własnej skórze przekonali się o tym polscy siatkarze. Pierwsze problemy napotkali oni podczas podróży do Sofii, gdyż z powodu wypadku powstał duży korek, przez który autokar przebył drogę w aż dziewięć godzin. Zanim jednak siatkarz wsiedli do autokaru, czekała ich w Warnie niemiła niespodzianka, gdyż musieli oni sami organizować sobie transport do stolicy Bułgarii. O szczegółach opowiada rzecznik prasowy reprezentacji – Mariusz Szyszko.
Zaproponowano nam samolot ok. 6 rano, a to oznaczało pobudkę w środku nocy. Zdecydowaliśmy się zatem, że pojedziemy autokarem. Załatwiliśmy wszystko na własną rękę, a nie było to łatwe. Czasu nie było, dodatkowo była niedziela, więc to jeszcze utrudniało sprawę. Na szczęście wygodny autokar udało się ostatecznie zorganizować i dojechaliśmy bezpiecznie na miejsce.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Gdy zawodnicy dotarli już do hotelu, zostali uraczeni kolejną niespodzianką. Mianowicie ich trening na Armeec Arenie został przełożony o dwie godziny.
Tutaj ciągle nas coś zaskakuje. Żyjemy z dnia na dzień. A gdzie mamy trening? Powinniśmy na głównym boisku, ale tu nic nie jest pewne. Wszystko załatwia się tu ustnie, nikt nie daje żadnych potwierdzeń. Zatem tak naprawdę wszystko okazuje się zawsze na miejscu.
– dodaje Szyszko.
Na szczęście Polacy mogą spokojnie myśleć o kolejnym spotkaniu, gdyż rozegrają je dopiero w środę. Ćwierćfinałowym przeciwnikiem „biało-czerwonych” będzie Holandia lub Słowenia.