14-letni Mikołaj Kaim to uczeń siódmej klasy społecznej szkoły podstawowej w TAK w Opolu. Ostatnio głośno zrobiło się o nim za sprawą zdjęcia krzyża, który wisiał w klasie. O tym, co stało się później opowiedział w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Mikołaj Kaim, 14-letni uczeń społecznej szkoły podstawowej TAK w Opolu, udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”. W rozmowie opowiedział, jak wygląda życie dziecka, które nie uczęszcza na lekcje religii.
Chłopiec przyznał, że kilka lat temu, gdy był młodszy, inne dzieci kpiły z niego. „Wielu rodziców wychowuje dzieci tak, że myślą, iż wszyscy są wierzący, że są katolikami. Dla nich to duże zaskoczenie, kiedy ktoś nie chodzi na religię. Pytają o to swoich rodziców, nie wiem, co im mówią, ale później są niemiłe na różne sposoby. Rodzice tłumaczyli mi, że nie chodzą do kościoła, więc ja nie chodzę na religię” – mówi Mikołaj Kaim.
14-latek zamiast na lekcje religii, chodzi na etykę. Przyznaje, że lekcje są „całkiem fajne”. Jak twierdzi nauczycielka jest wierząca, ale – według chłopca – „jest chyba jedyną osobą spośród wierzących nauczycieli, która ma jakieś argumenty”. Kaim dodaje, że często z nią dyskutuje, choć on sam nie znalazł logicznego argumentu na istnienie Boga.
Mikołaj Kaim zdjął krzyż w klasie. Opowiedział, co działo się później
Uczeń społecznej szkoły podstawowej ujawnił, że pewnego dnia postanowił zdjąć wiszący w klasie krzyż. Stwierdził, że nie ma powodu, aby w klasie znajdował się religijny symbol. Przyznał, że wysnuł ten wniosek na podstawie obecności na lekcjach religii. Jak twierdzi, zaledwie sześć osób uczestniczy w tych zajęciach.
„Zawsze uważałem, że nie ma powodu, żeby mieć w klasie symbol tej religii, tym bardziej jeżeli większość klasy jest niewierząca (najwyżej 6 osób z 20 chodzi na religię)” – mówi Kaim.
„Pomyślałem, że jeżeli go zdejmę i położę go gdzieś na biurku, to przecież nikt nie będzie miał nic przeciwko temu. Inna klasa zaczęła też zdejmować krzyże, ale oni je niszczyli. Ja z krzyżami tego nie robiłem, po prostu zdjąłem. Ale później pani dyrektor strasznie się rozwścieczyła, nakrzyczała na mnie i kazała iść do gabinetu. Zestresowałem się, bo nie wiedziałem kompletnie, o co chodzi. Rozmowa z nią zajęła mi przerwę i pół lekcji, ale nie dawała mi nic powiedzieć. Mówiła tylko o swoich przekonaniach. Było nas tam czterech uczniów w sumie” – powiedział.
Cały wywiad z uczniem znajdą państwo W TYM MIEJSCU.
Czytaj także: Słyszał dziwne dźwięki. Lekarze byli zdumieni, gdy zajrzeli do jego ucha