Jak więc widać Bronisław Komorowski podczas całej kadencji był nie tylko bezkrytycznym „notariuszem” Platformy, ale także zagrożeniem dla interesów Polski. Pomijając już inne grzechy, samo oświadczenie złożone w Jedwabnem powinno dyskwalifikować Bronisława Komorowskiego w dążeniu do reelekcji. Powiem więcej, bezczelnością jest kandydowanie na urząd prezydenta RP po takim wyczynie.
Polacy nie dali się zwieść kłamliwemu hasłu: „Zgoda i Bezpieczeństwo”, które urzędujący -jeszcze – prezydent RP Bronisław Komorowski powtarza jak mantrę od kilku miesięcy. Sztab ustalając jego treść zamierzał zapewne wmówić wyborcom, że obóz władzy chce właśnie zgody i bezpieczeństwa, w przeciwieństwie do odwiecznego wroga – Prawa i Sprawiedliwości, które proponuje tylko i wyłącznie kłótnię i inne plagi egipskie. Cel dość sprytny, ale wykonanie beznadziejne – czytelność i prymitywność tego kroku nie zwiodła Polaków i nie dali się tym razem nastraszyć „groźnym i nieludzkim” PiS-em.
Sama geneza zamieszkania Bronisława Komorowskiego w Pałacu Prezydenckim jest dość kuriozalna. Pamiętamy, że to przecież lider Polskiej Zjednoczonej Partii „Obywatelskiej” Donald Tusk szykował się zostać głową państwa. Ku zaskoczeniu wszystkich ówczesny szef polskiego rządu postanowił zrezygnować z ubiegania się o fotel prezydencki tłumacząc, że nie chce być „strażnikiem żyrandoli”. Wówczas była to jedna z największych tajemnic, ale dziś wiemy, że Donald Tusk rozpoczął już wówczas marsz ku Brukseli. Z oczywistych względów nie zależało mu na tym, aby prezydentem RP został polityk silny, samodzielny i charyzmatyczny. To on chciał być głównym rozgrywającym na scenie politycznej więc postawił na polityka słabego, a przede wszystkim niesamodzielnego i uległego. Do koncepcji tej idealnie pasował właśnie Bronisław Komorowski i to on został głównym lokatorem Pałacu Prezydenckiego. Kuriozalnie, jego nieudaczność i ofermowatość stały się atrybutami.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Przez całą niezwykle senną kadencję reprezentował więc Polskę (nie zawsze godnie), czasem ośmieszał, rozdawał różne medale, odznaczenia i przemawiał czytając z kartki przygotowane mu teksty. Dla Tuska najważniejsze było jednak to, że był niekonfliktowym „notariuszem PO”, a więc podpisywał bez problemów wszystkie ustawy, które mu podsunięto. Tak więc między innymi Bronisławowi Komorowskiemu możemy podziękować za kradzież pieniędzy z Otwartych Funduszy Emerytalnych, podwyżki podatków, czy podniesienie wieku emerytalnego do 67 roku życia. To jego podpis decydował o wejściu tych ustaw w życie.
Ale nie to, uważam, było największym grzechem urzędującego prezydenta. Mianowicie 10 lipca 2011 roku w Jedwabnem Bronisław Komorowski jako głowa polskiego państwa oświadczył w imieniu całego narodu (bez naszej zgody i wiedzy), że Polacy jako naród byli współsprawcami zagłady Żydów.
Powiedział między innymi, że
…naród musiał uznać niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą. Chcemy do końca zrozumieć wymowę tego, co się wtedy stało. Dziś w imieniu Rzeczypospolitej raz jeszcze proszę o przebaczenie….
Wielu komentatorów, w tym profesor Bogusław Wolniewicz, ocenia to jako zdradę stanu – trudno się z tymi opiniami nie zgodzić. Oświadczenie to otworzyło Żydom drzwi do wszelakich roszczeń materialnych od Polski, co zresztą ma już miejsce. Czy może być coś bardziej cennym argumentem dla Żydów, aniżeli przyznanie się i przeprosiny polskiego prezydenta?! Jak więc widać Bronisław Komorowski podczas całej kadencji był nie tylko bezkrytycznym „notariuszem” Platformy, ale także zagrożeniem dla interesów Polski. Pomijając już inne grzechy, samo oświadczenie złożone w Jedwabnem powinno dyskwalifikować go w dążeniu do reelekcji. Powiem więcej, bezczelnością jest kandydowanie na urząd prezydenta RP po takim wyczynie.
Sama kampania Bronisława Komorowskiego była miałka i żenująca. Przy każdej okazji odmieniał przez wszystkie przypadki: „Zgoda i Bezpieczeństwo”. Niewiele miał do przekazania Polakom więc skupił się na tym haśle. Po kraju jeździły na koszt podatnika puste zazwyczaj Bronkobusy, na tle których robili sobie zdjęcia lokalni działacze PZP”O”. Bywało, że było to 5-6 osób. Próba „sklonowania” kandydata za pomocą autokarów okazała się kosztownym (dla podatnika oczywiście) fiaskiem. Natomiast tam, gdzie pojawiał się kandydat osobiście wiało pustką i grozą. Na swych przeciwników prezydent krzyczał, wymachiwał rękoma i groził. Wyraźnie puszczały mu nerwy, a jego zachowanie nijak miało się do głoszonego hasła o zgodzie. W studiach telewizyjnych brylował jego doradca, Tomasz Nałęcz, który zrobił mu więcej złego niż dobrego. Chwytał się różnych argumentów i brzydkich ataków na Andrzeja Dudę (np. łączenie go ze sprawą tragicznej śmierci Barbary Blidy), co uwłacza nie tylko doradcy prezydenta RP, ale również tytułowi profesora. Robił co mógł mistrz propagandy PZP”O” Adam Szejnfeld, ale jedynie używał starych i wyświechtanych chwytów pt. „Ten straszny PiS”, nie mając innej amunicji w zanadrzu. Stefanowi Niesiołowskiemu ze złości piana ciekła z ust do tego stopnia, że nie jest już zazwyczaj zapraszany do studia, a wypowiada się jedynie za pomocą łączy, aby zapewne nie opluć adwersarzy. Sztab i samego Komorowskiego wspomagali dodatkowo tacy „wybitni eksperci” jak Roman Giertych, czy Kazimierz Sowa, ale i to niewiele pomogło.
Prezydent oraz jego klakierzy zachowywali się tak, jakby już wygrali wybory. Lekceważyli i obrażali kontrkandydatów, unikali konfrontacji i debat, co jest obrazą wyborców. W pewnym momencie dało się odczuć, że Komorowski jest oburzony faktem, że ktoś w ogóle śmiał wystartować z nim w wyborach. Bezczelni ci kontrkandydaci, nieprawdaż?!
Ci więc, którzy głoszą „Zgodę” są siewcami zła, nienawiści i pogardy. Jedyną ich bronią przez ostatnie osiem lat było straszenie PiS-em. Amunicja ta wypaliła się, wyborcy już nie dają się na to nabierać i jest to dobry prognostyk.
Podobnie jest z „Bezpieczeństwem”. Dzięki służalczej wobec jednych, a nierozważnej polityce zagranicznej wobec drugich, Polska stała się naczelnym dywersantem w tej części Europy. Chorobliwa rusofobia sprowadziła nas do pozycji największego wroga Rosji. Szabelką wymachujemy przed nowoczesną rosyjską bronią. Staje się to z jednej strony śmieszne, a z drugiej niebezpieczne. O prożydowskiej polityce prezydenta RP już wspomniałem, że o robieniu …łaski Amerykanom nie wspomnę. Te i inne fakty nie mają nic wspólnego z bezpieczeństwem Polski, wręcz odwrotnie, od dawna nie byliśmy tak zagrożeni.
Hasło Bronisława Komorowskiego winno więc brzmieć: „Nienawiść i Niebezpieczeństwo”. Na to jednak zgody wśród Polaków nie ma, co pokazali 10 maja, a 24 mam nadzieję potwierdzą.
Dziś, po pięciu latach nicnierobienia, podnoszenia podatków i odrzucania inicjatyw obywatelskich w sprawach referendów (np. w sprawie sześciolatków) prezydent zgłasza inicjatywę – chce ogłosić referendum w sprawie JOW-ów, finansowania partii z budżetu państwa i podatków. Czy on i jego sztab naprawdę myślą, że wyborcy Pawła Kukiza to idioci i dadzą się nabrać na tak czytelny i żenujący chwyt?! To wręcz obraza wyborców Kukiza. Zawsze powtarzam – umieć przegrać z klasą jest większą sztuką, aniżeli wygrać. Bronisław Komorowski nie potrafi żadnej z tych sztuk.
Łącznie prawie 30% głosów zebrali też tzw. antysystemowcy, ze wspomnianym Pawłem Kukizem na czele, co jest dobrym prognostykiem przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi.