Wielu kierowców zwróciło już uwagę na nowe znaki drogowe, jakie pojawiają się przy autostradach i drogach ekspresowych. Przestrzegają one przed jazdą w złym kierunku. Za niedostosowanie się do nich może grozić wysoka grzywna.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad stara się walczyć z kierowcami jeżdżącymi „pod prąd” na autostradach i drogach ekspresowych. Niestety, wciąż jest to częste zjawisko, które – czego nie trzeba nikomu tłumaczyć – może być śmiertelnie niebezpieczne. W całym kraju stanęło już ponad 430 żółtych znaków z napisem „STOP. Zły kierunek” oraz symbolem dłoni.
O tym, jak potrzebna jest to akcja, świadczą danej GDDKiA. Wynika z nich, że na 2187 kierowców, aż 37 zdarzyło się jechać „pod prąd”. Kom. Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji powiedział na antenie TVN Turbo, że ich tłumaczenia bywają przeróżne. „Na przykład błędem wskazania nawigacji, przeoczeniem jakiegoś znaku, natomiast te osoby nie biorą pod uwagę odpowiedzialności i tak naprawdę zagrożenia, jakie nakładają nie tylko na siebie, ale na innych uczestników ruchu” – stwierdził.
Kara za jazdę pod prąd jest bezwzględna. Za tego typu przewinienie grozi mandat w wysokości 2 tysięcy złotych i aż 15 punktów karnych. To jednak nie wszystko, ponieważ w przypadku, gdy kierowca długo jedzie pod prąd autostradą czy drogą ekspresową, sprawa często trafia do sądu. Tam grzywna może wynieść nawet 30 tysięcy złotych.
Czytaj także: Kraków: Akademia Górniczo-Hutnicza przygotowała się na powódź
Źr.: o2