Zaburzeniem tym w mniejszym lub większym stopniu dotknięta jest szeroka gama społeczeństwa. Ojkofobia występuje w różnych środowiskach. Od polityków po młodych wykształconych z wielkich ośrodków. Powiedziałbym, że to epidemia, ale boje się przed samym sobą do tego przyznać.
Patrząc na współczesny świat, można odnieść wrażenie, że fobie nigdy nie były tak silne lub nigdy nie było tylu ludzi zajmujących się wykrywaniem fobii. Na pierwsze miejsce bezsprzecznie wysuwa się homofobia, która wyprzedziła ksenofobię. Są to pojęcia ukute przez szemrane środowiska na ich specjalny użytek. Służą one oczywiście do tego by precyzyjniej móc strzelać do przeciwnika nabojem o nazwie „mowa nienawiści”. Uważam, że te fobie są tyle warte co nic.
Istnieje jednak inny rodzaj strachu, który największe zagrożenie stanowi nie dla samych dotkniętych zaburzeniem, ale dla tych, którzy uświadomili sobie jego istnienie. Bo to pierwszy krok do zrozumienia jak ten robak zżera nas od środka.
Jacek Bartyzel podaje, że ojkofobia to (z gr. oíkos – dom, środowisko + phóbos – strach, wstręt) – zaburzenie osobowości przejawiające się jako niechęć, odraza, a częstokroć i nienawiść do własnej, rdzennej wspólnoty osób, zwłaszcza rodzinnej, narodowej i cywilizacyjnej.*
Pierwsi nowocześni ojkofobowie (bo starsza historia także takich notuje) to nikt inny, jak współbiesiadnicy komunistów z „historycznego porozumienia” przy okrągłym rupieciu. Raźnie dołączyli oni do szeregów czerwonych, choć do teraz mówią, że oni to jednak trochę z boku stali. „Z kim przestajesz, takim się stajesz” – mówi stara ludowa mądrość. A do jakiego rodzaju ludzi „honoru” dołączyli byli opozycjoniści to chyba nie muszę mówić. W pewnym momencie zorientowali się jednak, że ten niewdzięczny naród jednak nie tego chciał, że Kowalski z Kowalską chcieli rzeczywistych zmian, a nie „historycznego porozumienia”. Okazało się, że to okropne, endeckie, czarnosecinne społeczeństwo jest niezadowolone z tego, że spod władzy komunistów w instytucjach państwowych wpadli pod ich rządy w przedsiębiorstwach. Co za ludzie, co za beznadziejny kraj, co za… I dalej Państwo już sami nie rozumiecie. Niedaleko stąd do złotej myśli Donalda Tuska: „Polskość to nienormalność”.
Proces metamorfozy komunistów w „ludzi honoru” a opozycjonistów w partnerów sprzed okrągłego stołu, którego kształt do złudzenia przypomina literę „O”, jak oszustwo, umożliwił jeszcze jedną rzecz. Do Polski poczęły napływać nowe prądy zwiastujące kulturalny i ideowy Wschód, a raczej Zachód. Ciężką to nazwać kulturą i ideą, ale jeśli to zrobię to proszę Czytelnika o wyrozumiałość.
Począwszy od lat 90. do Polski masowo napływała popkultura amerykańska. Dzisiaj święci ona swoje triumfy. Niektórzy nasi rodacy uznali, że znacznie przewyższa nasze rodzime twory, które są tak naprawdę… wieśniackie. Machnąłbym ręką, gdyby rzeczywiście chodziło o wartościowe dzieła, filmy itp. Należy postawić retoryczne pytanie, czy obecne produkcje MTV (będące najlepszym przykładem amerykańskiej popkultury), opowieści o nastoletnich wampirach, mają być lepsze niż filmy Smarzowskiego czy książki Piekary? Specjalnie podałem przykłady naszych dzieł współczesnych, żeby pokazać, że nie mamy się czego wstydzić. Skąd przekonanie, że folk jest wieśniacki? Jak to się stało, że rzesza młodych ludzi stwierdziła, że Polska jest fuj? Zbiorowe objawienie? Nie. To prosty przykład tego jak silna jest amerykańska kultura. Ma na tyle mocy by wmówić, że nawet najbardziej beznadziejna piosenka jest o niebo lepsza od naszej najlepszej, tylko dlatego, że jest amerykańska. A ojkofobom mówiącym, że Polska jest passe i obciachowa polecam, żeby zobaczyli, co amerykański reżyser, Martin Scorsese, robi z polskimi filmami. Nie, to nie ten, co wyreżyserował American Pie.
Trzeba też zwrócić uwagę na napływające do nas idee z Zachodu. W bardzo ciekawy sposób nowocześni, polscy hippisi walczący z nietolerancją i ksenofobią przerodzili się w ojkofobów. Biedni, cały swój czas poświęcili na tropienie faszystów, a gdy Ci się skończyli, szukali ich dalej, na siłę znajdując w osobach darzących Polskę pozytywnym uczuciem. Prowadząc te swoje śledztwa mianem ksenofoba obarczyli tak wiele osób, że patrząc przez ten pryzmat doszli do wniosku, że w Polsce w zasadzie mieszkają sami faszyści. Prosty sposób do znienawidzenia własnego narodu. Podobnej drogi nie musiała przechodzić tzw. liberalna lewica, od początku darząca wspólnotę narodową wstrętem. Przeszczepiona na polski grunt od razu stała się ojkofobiczna.
Skoro w „mowie nienawiści” znajdują się określenia znieważające ze względu inną orientację seksualną, narodowość i rasę to dlaczego nie ma wziętych pod uwagę tych, które obrażają własną wspólnotę, naród? Dlaczego hasło „ciemnogród” nie jest uznane za nakręcanie spirali nienawiści? No cóż, zapomniałem, że obrażanie geja to nawoływanie do przemocy, a obrażenie własnego narodu to „konstruktywna krytyka”.
Pełno jest ojkofobów. Bazują oni na naszych kompleksach i chcą byśmy na wszystkich patrzyli z dołu. Mamy się czego wstydzić i mamy z czego być dumni, dlatego patrzmy światu prosto w oczy.
* Cyt. Za: Ojkofobia [online],[dostęp 18 III 2014], dostępny w Internecie: <http://haggard.w.interia.pl/ojkofobia.html >.
fot.sxc.hu