Nagranie watahy wilków, która usiłowała zaatakować niedźwiedzią rodzinę wzbudziło wielkie zainteresowanie wśród internautów. Kazimierz Nóżka, którego interwencja uratowała wówczas zwierzęta, regularnie publikuje kolejne nagrania. Niestety pojawił się pewien problem…
Młoda niedźwiedzia rodzina (Aga i jej małe: Lesio i Grzesio) nie dają o sobie zapomnieć. Leśniczy Kazimierz Nóżka, którego interwencja uratowała zwierzęta przed atakiem watahy wilków, regularnie spotyka je w lesie.
W piątek opublikował kolejny film. Tym razem widzimy na nim spacerującą niedźwiedzicę Agę. Zwierzę zatrzymuje się na chwilę, jakby wyczuwało obecność obcego, po chwili rusza w dalszą drogę.
Niektórych niepokoi fakt, że o tej porze roku niedźwiedź jeszcze nie zapadł w zimowy sen. Możliwe, że nie udało się znaleźć odpowiedniej wielkości nory i mieszczą się w niej tylko małe. Bardziej prawdopodobne jednak jest inne wyjaśnienie, które podsuwają leśnicy. Okazuje się, że takie zachowanie zwierząt może być spowodowane dosyć łagodną zimą w tym roku. Przed laty w bieszczadzkich lasach o tej porze zwierzęta już dawno spały w gawrach, gdy na zewnątrz panowała mroźna i śnieżna aura.
„Są niedźwiedzie, które nie spały, nie śpią…i spać nie pójdą…ale są i takie, które oczekują nadejścia wiosny w przytulnych gawrach…” – napisał pod nagraniem Kazimierz Nóżka.
Atak watahy
Niedźwiedzia rodzina zwróciła na siebie zainteresowanie mediów po tym jak opublikowano nagranie, na którym leśniczy w ostatniej chwili ocalił ją od ataku watahy wilków. Do niezwykłego zdarzenia doszło na terenie Nadleśnictwa Baligród.
Leśniczy zauważył, że trzy znajome niedźwiedzie – Aga, Grzesio i Lesio – uciekają w popłochu. Chwilę później, na nagraniu ukazuje się wataha wilków, która w mgnieniu oka otacza przestraszoną rodzinę. Dorosła niedźwiedzica (Aga) odwraca się w kierunku napastników, tymczasem jej małe usiłują się oddalić.
Kiedy wydaje się, że nic już nie uchroni niedźwiedzi przed atakiem, do akcji wkroczył Pan Kazimierz – Nie! Zostawcie! – krzyknął. Wilki przestraszyły się nieznajomego i już po chwili wycofały się z miejsca.
„Bywa, że czasem trzeba opowiedzieć się po jednej ze stron” – napisał leśniczy pod nagraniem.