Michał Kamiński, były rzecznik śp. prezydenta Lecha Kaczyński, na antenie radia TOK FM przyznał, że ostrzał prezydenckiej limuzyny podczas pobytu głowy państwa w Gruzji… był „ustawką”.
Kamiński zapytany został o incydent, który miał miejsce w 2008 roku w Gruzji. Śp. Lech Kaczyński udał się wówczas do tego kraju, by udzielić wsparcia prezydentowi Saakaszwiliemu. W Gruzji wybuchła tzw. „wojna pięciodniowa”. Na terytorium Osetii Południowej, położonej w północnej Gruzji, wkroczyły wojska rosyjskie, które ostatecznie oderwały separatystyczny region od Tbilisi (Osetia Południowa ogłosiła niepodległość już w 1991 roku).
Konwój wiozący prezydentów Polski i Gruzji został ostrzelany na górskiej drodze w Gruzji prowadzącej do granicy z Osetią Południową. Kamery dziennikarzy zarejestrowały moment, w którym padły strzały. Prezydenci chcieli zobaczyć jeden z obozów dla uchodźców przy granicy z Osetią Południowej. Jak poinformował prezydent Lech Kaczyński po strzelaninie, głowy państw pojechały na tamte tereny, bo Gruzini chcieli pokazać, że Rosjanie nie respektują postanowień traktatu pokojowego i okupują terytorium Gruzji – pisał wówczas portal tvn24.pl.
W wyniku ostrzału nikt nie odniósł obrażeń.
W rozmowie na antenie TOK FM Kamiński przyznał, że cała sytuacja była… „ustawką”. Nie myśmy wywieźli prezydenta Kaczyńskiego w nieznany teren. Powiem szczerze, że sam byłem tym przerażony. W sposób oczywisty prezydent Saakaszwili zrobił ustawkę. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Myśmy wiedzieli, że kolejny minuty mijają, a z mojej wiedzy na temat geografii Gruzji wiedziałem, że już dawno powinniśmy być na miejscu – powiedział były rzecznik śp. prezydenta i dodał, że dopiero później okazało się, iż prezydencki konwój znalazł się na granicy z Osetią Południową. To była ustawka, ale nie nasza. Myśmy naprawdę o tym nie wiedzieli – dodał.
źródło: tvn24.pl, tokfm.pl
Fot. YouTube