W listopadzie na Atlantyku zaginął jacht z dwojgiem Polaków z Gdańska. Na pokładzie znajdowali się: 74-letni Stanisław Dąbrowny i jego 67-letnia żona Elżbieta. Kobietę udało się później uratować, ale nadal nie wiadomo, co stało się z mężczyzną. Teraz jego żona opisuje dokładne szczegóły wypadku, do jakiego doszło na oceanie.
Polacy planowali przepłynąć przez Atlantyk. Na początku listopada wyruszyli z Wysp Kanaryjskich. Celem ich podróży było Barbados. Początkowo wszystko szło dobrze, jednak gdy znaleźli się ok 500 mil od wyspy Barbados, zaniknął jakikolwiek kontakt. Ich córka zaalarmowała służby i rozpoczęła poszukiwania.
Po nagłośnieniu sprawy, do akcji przystąpiły miejscowe służby. Interweniowało również polskie MSZ. Te działania przyniosły pierwsze efekty. Wszystko dzięki czwartkowemu telefonowi zaginionej kobiety do córki. Po logowaniu telefonu, udało się ustalić aktualną pozycję jachtu i uratować kobietę. Niestety na pokładzie jachtu nie było mężczyzny. 67-latka przyznała, że jej mąż wypadł za burtę, a ona nie potrafiła zawrócił jachtu.
Teraz w rozmowie z mediami pani Elżbieta potwierdza tę wersję i ujawnia kolejne szczegóły tragedii. Nie potrafię tego zrozumieć. On wyleciał za burtę, a ja nie mogłam mu pomóc. Cała szamotanina męża i moje próby ratowania go trwały w sumie nie wiele więcej niż 15 – 20 minut. Słyszałam tylko „Ela zawracaj, Ela zawracaj”. Ten krzyk cały czas siedzi w mojej głowie. – mówi cytowana przez „Super Express”.
Źródło: wmeritum.pl; se.pl
Fot.: Fb.com/AgaBlazowska