Dariusz Loranty, policyjny negocjator, w trakcie rozmowy na antenie TVP Info przyznał, że nie rozumie zachowania policji podczas Marszu Niepodległości. Jego zdaniem, osoby, które celowo usiłowały zakłócić pochód należało odizolować od reszty uczestników.
Za zamieszki odpowiadają osoby, które celowo i świadomie przeszkadzały w organizacji marszu. Wyraźnie było widać, że wbiegali w marsz, wbijali się na siłę w tłum. To nie byli uczestnicy ani organizatorzy.
– powiedział Loranty.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Negocjator stwierdził, że dziwi się zachowaniu policjantów, którzy kilka dni temu, podczas marszu pamięci „Nocy Kryształowej” we Wrocławiu, udowodnili, że są w stanie odpowiednio zabezpieczyć podobną imprezę.
Tu, podobnie jak podczas marszu pamięci „Nocy Kryształowej”, przed marszem powinna iść grupa policjantów. Wtedy mogliby tych bandytów zepchnąć, odizolować i zatrzymać.
– podkreślił.
Loranty wyraził również zaniepokojenie faktem, iż funkcjonariusze zatrzymali czoło Marszu, blokując tym samym część uczestników, którzy w tym momencie znajdowali się na Moście Poniatowskiego. Przyznał, że była to niezwykle niebezpieczna sytuacja.
Po raz kolejny mamy do czynienia z sytuacją, że przytrzymuje się podchód marszu. To zawsze wywołuje bardzo niebezpieczne nastroje w tak dużej grupie ludzi. Napięcie jest tym silniejsze, gdy – tak jak to miało miejsce na moście – zablokowane są boki.
Kończąc swoją wypowiedź, negocjator skrytykował działania prewencyjne policji. Jego zdaniem wysocy przedstawiciele służb mundurowych nie potrafili odpowiednio przewidzieć zagrożenia.
Od czterech lat mamy dowody, które jasno pokazują, że sztabowcy nie potrafią przewidzieć możliwych zagrożeń. Należy zadać sobie pytanie, czy ktoś wcześniej tego nie przewidział, czy nie mam wywiadowców policyjnych, czy nie ma monitoringu miejskiego, który pokazywał gromadzenie się chuliganerii? To nie byli przecież uczestnicy marszu.
– przyznał.
źródło: TVP Info
Fot. wMeritum.pl