Nasza naiwna wiara w sojusze spowodowała, że zdolność naszych jednostek, wyłączając te biorące udział w misjach zagranicznych, do wykonywania zadań bojowych nie wykracza poza służbę wartowniczą.
Niepowetowane straty poniosła ostatnio nasza niezwyciężona armia. Otóż do Wojskowej Komendy Uzupełnień na warszawskiej Ochocie z zamiarem odbycia przeszkolenia wojskowego zgłosiła się posłanka Prawa i Sprawiedliwości, Krystyna Pawłowicz.
– Zadzwoniłam w poniedziałek na Ochotę. Bardzo miła pani w Wojskowej Komendzie Uzupełnień powiedziała mi, że nie ma żadnych rozporządzeń. Pan minister po prostu zachęcił, nie ma żadnych rozporządzeń wykonawczych. Ona może przyjąć tylko moją chęć i jak będą przepisy, to dopiero będą to organizować – pożaliła się w „Superstacji” niedoszła pani generał. Pochwaliła się też przy okazji, że w przeszłości przechodziła już szkolenie wojskowe i nawet krzyczała w jego trakcie: „Tu Odra”, „Tu Wisła”.
Wyglądało więc na to, że kariera wojskowa niedoszłej pani generał została już na samym początku zaprzepaszczona, z wielką niewątpliwie stratą dla naszej niezwyciężonej armii. Mianowicie generał Bogusław Pacek, doradca ministra obrony narodowej, oznajmił dyplomatycznie dziennikarzom, że co prawda „nie wie” ile pani poseł ma lat, i że wygląda co prawda bardzo młodo, ale jednak granica 50 lat dyskwalifikuje kandydatkę. Ktoś kiedyś słusznie zauważył, że niewiedza jest wyższą formą wiedzy (tak jak nieobecność jest wyższą formą obecności), stąd pan generał wie jednak, że granica 50 lat wyklucza posłankę. Dodał ponadto, że posłowie nie podlegają służbie wojskowej.
Wątpliwe są to uważam argumenty, albowiem pani poseł rzeczywiście młodo i zdrowo wygląda, apetyt jak wiemy ma niezły, co udokumentowały sejmowe kamery, a samo bycie parlamentarzystą nie powinno dyskwalifikować kandydata chętnego do obrony ojczyzny, który już nawet ma niemałe doświadczenie, posiadając umiejętność wykonywania okrzyków: „Tu Odra”, ewentualnie „Tu Wisła”. No, ale cóż, trudno i darmo, takie przepisy.
Sytuacja ta, osłabiająca niewątpliwie nasze niezwyciężone siły zbrojne, ucieszyła zaniepokojoną przez chwilę armię rosyjską, z Włodzimierzem Putinem na czele. Ale ja nie cieszyłbym się tak na ich miejscu, bowiem w sukurs kandydatce na generała przyszedł marszałek naszego (ponoć) Sejmu Radosław Sikorski. Poinformował on całkowicie zdezorientowany naród, że żyjemy w niespokojnych czasach i że jest zapotrzebowanie wśród posłów na odbycie szkolenia wojskowego, mając zapewne na myśli posłankę PiS. Ustalił już nawet z ministrem obrony termin wyjazdu chętnych posłów na poligon – ma to mieć miejsce już w maju. Tak więc wygląda na to, że ujrzymy niebawem naszych umiłowanych posłów w kamaszach. Zastanawia tylko termin zajęć na poligonie – czy ma on związek z wyborami na prezydenta RP?
– Ponieważ żyjemy w niespokojnych czasach i jest zapotrzebowanie, to ustaliłem z panem ministrem obrony, że będzie możliwość wyjazdu na poligon, przejścia szkolenia, odbycia strzelania, zakończone tradycyjną grochówką. Najlepsi mogą zostać zakwalifikowani do oddziałów szturmowych. Oczywiście wiemy, że wiek poborowy kończy się na lat 50, ale minister obrony mnie zapewnił, że dla zdrowych i młodo wyglądających posłów i posłanek będą czynione wyjątki – oznajmił marszałek. Szczególnie ucieszyło mnie to, że „dla zdrowych i młodo wyglądających posłów i posłanek” czynione będą wyjątki. Tu właśnie upatruję iskierkę nadziei na karierę wojskową pani poseł, dlatego też radość rosyjskich przywódców jest stanowczo przedwczesna.
Malutki kłopot przewiduję jednak z samym panem marszałkiem. Ten bowiem nie zwykł jadać grochówek na poligonie. Z tego co podsłuchano i ujawniono woli on konsumować drogie posiłki w wykwintnych lokalach i to na koszt podatnika. Chociaż myślę, że w ramach małej dietki poligonowa grochówka rozstroju zdrowia marszałka nie spowoduje – podwójna więc korzyść: przeszkolenie wojskowe i dietka w jednym.
Mówiąc już całkiem, ale to całkiem, poważnie, za obecny stan naszej obronności (a w zasadzie bezbronności) odpowiadają wszystkie miłościwie nam rządzące ekipy po 1989 roku. Polikwidowano niemalże wszystko, poczynając od jednostek wojskowych, na zasadniczej służbie wojskowej kończąc. Nasza naiwna wiara w sojusze spowodowała, że zdolność naszych jednostek, wyłączając te biorące udział w misjach zagranicznych, do wykonywania zadań bojowych nie wykracza poza służbę wartowniczą (jak twierdzi emerytowany generał zaprzyjaźniony z Panem Redaktorem Stanisławem Michalkiewiczem). Mimo zastosowania w tej opinii pewnej metafory, oddaje ona niewątpliwie obraz stanu naszych sił zbrojnych. No, ale wiara ponoć czyni cuda, więc nasi umiłowani przywódcy wierzą póki co, podobnie jak w 1939 roku, w sojusze.
Zauważam jednak w zachowaniu posłów pozytywny symptom. Skoro bowiem niektórzy z nich zaczęli odczuwać potrzebę odbycia przeszkolenia wojskowego, i skoro sam marszałek Sejmu zabiega o to, należy sądzić, że zaczynają oni powątpiewać w siłę i moc sprawczą naszej niezwyciężonej armii. Powiem więcej, oni nie tylko powątpiewają w siłę naszej armii, oni wiedzą o jej degrengoladzie, ale wstydzą się o tym głośno powiedzieć, a na dodatek znają winnych tego stanu.
Hallo, hallo, tu „Wisła” – odbiór !
Foto: Wikimedia Commons
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany