23 kwietnia to data urodzin jednego z największych i najbardziej zapomnianych polskich żołnierzy, którzy walczyli z komunizmem. Warto byłoby w ten dzień przypomnieć i pokazać jego historie.
Pożegnanie z Polską
Rafał Gan-Ganowicz, bo o nim mowa, urodził się w 1932 roku w Wawrze (wtedy nie była to jeszcze dzielnica Warszawy). Sierotą został w wieku dwunastu lat – matka zginęła podczas kampanii wrześniowej, ojciec w powstaniu warszawskim. Na jego postawę życiową nie mieli wpływu rodzice. Sam mówił, że antykomunizmu nie wyniósł z domu, lecz nauczyli go komuniści (…) Czego Sowieciarz nie mógł ukraść, to niszczył (…) Każdy dom przez nich zamieszkały (…) wymagał gruntownego remontu. Nie mówiąc już o brudzie i smrodzie jaki po sobie zostawiali (…) Dlaczego tak strasznie niszczyli? (…) Nie wiem. Ale barbarzyństwo sowieckie pamiętam.
Dlatego już od 1948 roku Rafał Gan-Ganowicz działał w grupie nastolatków prowadzącej „mały sabotaż” – kolportaż ulotek, malowanie antykomunistycznych haseł na murach. Młodzi konspiratorzy kradli pistolety milicjantom, udało im się nawet rozbroić nawet sowieckiego żołnierza. Nie raz otarli się o śmierć. Tajniacy z Urzędu Bezpieczeństwa nie próbowali nas nawet zatrzymywać. Strzelali jak do kaczek. Jeden z kolegów został ranny w płuco, innemu przestrzelili kolano.
24 czerwca 1950 roku Gan-Ganowicz, wtedy osiemnastoletni chłopak, dowiedział się, że jego organizacja wpadła. Postanowił wtedy uciec. Z pieniędzmi i waltherem p38 udał się na dworzec. Na wypadek „wsypy” miał przygotowany plan ucieczki do Wrocławia. Jednak los zrządził inaczej. Rafał Gan-Ganowicz zaryzykował. Schował się pod pociągiem jadącym do Berlina.
W obozie dla uchodźców w amerykańskim sektorze Berlina spędził półtora roku. To miejsce było szkołą goryczy i tłumionej żądzy zemsty, szkołą nienawiści do komunistów. Zaciągnął się do Polskich Kompanii Wartowniczych przy armii amerykańskiej w Berlinie mając nadzieję, że to zaczątek armii polskiej na Zachodzie. Potem wyjechał do Francji. Tam zdał maturę, przeszedł szkolenie dla komandosów organizowane przez NATO i ukończył kurs oficerski. Patent dostał od generała Władysława Andersa.
Nadzieje na trzecią wojnę światową i możliwość akcji zbrojnej na terenie Polski wygasły prędko. Rafał Gan-Ganowicz został nauczycielem w gimnazjum dla polskich uchodźców we Francji. Czekał na okazję, by móc walczyć z czerwoną zarazą, gdziekolwiek się da. Ta okazja nadeszła niedługo.
„Czerwona zaraza” na Czarnym Lądzie
W Kongo od 1960 roku trwał konflikt pomiędzy rządem Patrice’a Lumumby, wspieranym przez instruktorów z Chin i ZSRR, a rebeliantami z Katangi, dowodzonymi przez Moise Czombego, który ściągał fachowców z Zachodu. We wrześniu 1960 roku pułkownik Joseph Mobutu obalił premiera Lumumbę, który w następnym roku został zabity przez katangijskich żołnierzy. Rafał Gan-Ganowicz sytuację w Kongu opisywał tak: Agenci komunistyczni w pierwszej fazie podburzyli motłoch (…) Krew zaczęła się lać strumieniami. Gwałcono kobiety (…) Sztachety płotu okalającego koszary udekorowano białymi dziećmi (…) Ze szczególną gorliwością znęcano się nad zakonnicami i misjonarzami. W tym samym czasie komunistyczni emisariusze docierali do plemion żyjących w dżungli i wchodzili w kontakt z plemiennymi czarownikami (…) Rżnąć białego – było hasłem, które odpowiadało im szczególnie. (…) Uzbrojone przez Sowiety plemiona zajmowały miasta i plantacje (…) Odurzeni przez czarowników haszyszem wojownicy prześcigali się w krwiożerczości i okrucieństwie. Przez Sudan szły transporty sowieckiej broni. Czombe próbował przeciwstawić się temu z pomocą oddziałów katangijskich, wspieranych przez najemników z Europy.
ONZ wysłało po śmierci Lumumby wojska do Konga. Siły ONZ rozpoczęły walkę z wojskami Czombego, wspieranymi przez najemników z Europy. Po początkowych porażkach „błękitnym hełmom” udało się spacyfikować secesję Katangi. Czombe uciekł do Angoli. „Misja pokojowa” zakończyła się sukcesem.
Po wycofaniu się sił ONZ proklamowano Ludową Republikę Kongijską, a władzę przejął wspierany przez Chińczyków Gbenye. Zachód postanowił wtedy ściągnąć z powrotem Czombego. Dzięki pomocy europejskich najemników stłumiono rebelię. Pomimo tego część terenów Konga była opanowana przez czerwonych.
W 1965 roku Rafał Gan-Ganowicz zgłosił się do biura werbunkowego w brukselskiej ambasadzie Konga. Został psem wojny. Wśród najemników spotkał wielu Polaków: kapitana Kowalskiego – byłego oficera II Korpusu Andersa, zagończyka z krwi i kości, Józefa Swarę – sierżanta Legii Cudzoziemskiej, któremu ojca rozkułaczono na śmierć, starszego sierżanta Konopkę – również z Legii, mistrza zaopatrzenia, Hansa Wyciorka – Ślązaka, sierżanta Wiatra, porucznika Stanisława hrabiego Krasickiego, który walczył pomimo wieku (60 lat), kapitana Topora-Staszaka, który był uwielbiany przez czarnoskórych podkomendnych. Dla nich antykomunizm był drugą narodowością.
Na samym początku służby Gan-Ganowicz spotkał się z nie lada wyzwaniem – miał zastąpić na stanowisku dowódczym legendarnego niemal Topora-Staszaka. Ponadto musiał zaskarbić sobie szacunek innych najemników, często doświadczonych żołnierzy, którym miał przewodzić. Nie miałem czym imponować tym starym wyjadaczom, wspominał. Dla najemników ważny był autorytet, a nie gwiazdki na pagonach.
Chrzest bojowy przeszedł niemalże samotnie, strzelając z karabinu maszynowego zamontowanego na jeepie. Chmary otumanionych narkotykami Murzynów wyłaniały się z lasu, biegły na oślep, pchając się pod kule. Murzyni krzyczeli „Mulele Maj”, wierząc, że uchroni ich to przed pociskami wroga.
Moja pierwsza bitwa skończyła się moim zwycięstwem jako żołnierza. Ale była dowodem mojej klęski jako dowódcy. Z dwunastu podkomendnych „białych ochotników” ani jeden nie wziął udziału w walce.
Gan-Ganowicz prędko zyskał autorytet wśród podkomendnych, zarówno czarnych jak i białych. Walki odbywały się w dżungli, często przez wiele dni. Najemnicy musieli odbijać z rąk rebeliantów ludność cywilną. Odpierali ofensywy czerwonych, a nawet uratowali tubylców przed plemieniem ludojadów.
Ważnym zdarzeniem podczas służby w Kongo było ujęcie jednego z czarowników, który okazał się absolwentem praskiego uniwersytetu. Był to sam Mchawi Mukundu, „czerwony czarownik”, sowiecki agent szkolony w Leningradzie, generał armii rewolucyjnej.
W 1965 roku Mobutu obalił prezydenta Josepha Kasavubu, podczas nieobecności Czombego w Kongo. Wojska katangijskie, wierne Czombemu, przestały być opłacane. Sytuacja białych najemników stała się niebezpieczna. Na rozkaz Boba Denarda w 1966 roku Rafał Gan-Ganowicz opuścił swój 12 batalion i po walkach nad rzeką Ruzizi, gdzie wraz z hrabią Krasickim i Toporem-Staszakiem w ramach operacji „Znicz” rozgromili rebeliantów, wrócił do Europy. Katangijskie wojska zbuntowały się. Po oblężeniu Bukawu białych najemników internowano w Rwandzie, a Katangijczycy zostali wymordowani lub repatriowani.
Czombe próbował odzyskać władzę w Kongo. Rafał Gan-Ganowicz wyśledził go w Madrycie i zaproponował mu, że zorganizuje korpus polskich najemników. Pomysł zaaprobował nawet generał Anders, choć pomóc nie mógł. Wkrótce Czombe zmarł w algierskim więzieniu w „niewyjaśnionych okolicznościach”.
Arabia Felix, czyli wojna trwa
Rafał Gan-Ganowicz nie mógł znieść życia w cywilu. Wojna z czerwonym nie była dla niego tylko życiową misją, ale też przygodą od której się uzależnił. Dlatego w lutym 1967 roku spotkał się z majorem Martinem, dowódcą doradców wojskowych w Jemenie. Potrzebni byli zaufani ludzie. Gan-Ganowicz bez wahania przyjął propozycję. Następnego dnia zgłosił się po wizę do ambasady Arabii Saudyjskiej.
Jemenowi zagrażała „czerwona zaraza”. Zbuntowani przeciwko imamowi Al-Badrowi oficerowie proklamowali w 1962 roku republikę i wezwali na pomoc Nasera – komunistycznego dyktatora Egiptu. Naser wysłał do Jemenu wojsko. Jemeńczykom pomogła Arabia Saudyjska, która poczuła się zagrożona. Europejscy najemnicy zaczęli szkolić rojalistowską, antykomunistyczną partyzantkę jemeńską. W 1967 roku egipski korpus opuścił Jemen, ale generał Abdullah as-Sallaa stanął na czele rządu i kontynuował walkę z rojalistami z pomocą rosyjskich doradców wojskowych.
Z Dżuddy Rafał Gan-Ganowicz pojechał do Nadżranu. Spotkał tam Georgesa – dawnego przyjaciela z Konga. Na granicy saudyjsko-jemeńskiej najemnicy szkolili beduinów oraz nauczyli się obsługi francuskiego moździerza Hotchkiss-Brandt 120 mm, który odegrał później ważną rolę. W Nadżranie oglądali manewry armii Arabii Saudyjskiej. Wtedy otrzymali pierwsze wynagrodzenie.
Potem wyruszyli do Jemenu. Zanim dotarli do stolicy – Sany – podróżowali w trudnych warunkach przez pustynie, narażeni na pchły, skorpiony, odwodnienie i ataki radzieckich samolotów.
W Jemenie Rafał Gan-Ganowicz wreszcie spotkał się z tymi, którzy byli jego życiowymi wrogami – Sowietami. „Rękę karaj, nie ślepy miecz” – te słowa psalmisty nieraz powracały do mnie gdy strzelałem do ślepych, otumanionych wykonawców, podczas gdy inspiratorzy, ci prawdziwi nosiciele czerwonej zarazy siedzieli daleko (…) Znów dane było Polakowi stanąć z bronią w ręku naprzeciw Armii Czerwonej.
Rafał Gan-Ganowicz szkolił Jemeńczyków obsługi bronią przeciwczołgową. Utworzył oddział „łowców czołgów”, który odnosił wspaniałe efekty. Wspomnianym już moździerzem Gan-Ganowicz zbombardował Dom Partii, budynek rządu, posterunek milicji i radzieckie koszary w Sanie. Rojalistowskim partyzantom udało się odciąć stolicę od dostaw.
Największym sukcesem było zestrzelenie Miga 21, którym leciał pułkownik Kozłow, szef sowieckich doradców wojskowych w Jemenie. Dokumenty znalezione przy nim dostarczono do Arabii Saudyjskiej. Były one dowodem na działanie Sowietów w Jemenie, czego ZSRR wypierało się na forum ONZ.
Dziedzictwo Rafała Gan-Ganowicza
Rafał Gan-Ganowicz opuścił Jemen w 1969 roku. Był to ostatni konflikt zbrojny w którym brał udział. Jednak prywatna wojna, którą wypowiedział komunizmowi nie zakończyła się dla niego. Był zagranicznym przedstawicielem „Solidarności Walczącej” oraz korespondentem Radia Wolna Europa, występującym jako Jerzy Rawicz.
Do Polski wrócił w 1997 roku. Zamieszkał w Lublinie, gdzie współpracował z Fundacją Młoda Demokracja. Zmarł 22 listopada 2002 roku.
Rafał Gan-Ganowicz zwyciężył. Jak wiadomo dyktatura Mobutu była „daleka od wzorców demokracji”. Ale olbrzymie złoża uranu, kobaltu, miedzi i diamentów nie służą czerwonemu (…) W Jemenie obie walczące strony dogadały się (…) Jemen pozostał republiką. Ale niekomunistyczną. Na początku 1970 roku wydalono „doradców” sowieckich. Zamknięto sowiecką bazę w Al-Hudejda (…) W jakimś tam maleńkim stopniu jest w tym i moja zasługa.
Dewizą Rafała Gan-Ganowicza były słowa Mao Tse-tunga: „Milion ukłuć szpilką i słonia zabije”. Przez większość swojego życia Gan-Ganowicz dźgał swoją szpilką radzieckiego słonia. Choć ZSRR zdechł, to jego pomiot rozplenił się po całym świecie, a „czerwona zaraza” skaziła wiele dziedzin życia ludzkiego.
Motto Rafała Gan-Ganowicza, to także testament, który nam zostawił. Nie możemy być obojętni, dlatego niech każdy chwyta za szpilkę i kłuje!
Maciej Mierzwa Tekst ukazał się pierwotnie na portalu nowastrategia.org.pl * Wszystkie cytaty (oznaczone kursywą) pochodzą z książki pt. Kondotierzy, autorstwa Rafała Gan-Ganowicza, wydanej w 1989 roku w Londynie przez Polską Fundację Kulturalną. Fot: Patria