Ratownik medyczny Tomasz Ziemianin ze Stalowej Woli zdecydował się przedstawić relację z miejsca koszmarnej tragedii. To on obok strażaka i policjanta jest widoczny na poruszającym zdjęciu, które szeroko obiegło media.
Przypomnijmy, w sobotę w Stalowej Woli nastąpił tragiczny wypadek. Kierowca audi S7 niebezpiecznie wyprzedzał, co skończyło się zderzeniem czołowym z jadącym z naprzeciwka audi A4. Podróżowała nim rodzina. Niestety na skutek zderzenia zginęli rodzice, a 2,5-letni chłopiec trafił do szpitala. Małżeństwo osierociło jeszcze dwójkę innych dzieci, których akurat nie było w aucie. Sprawca wypadku był pijany i nie miał uprawnień do prowadzenia pojazdów. W ciężkim stanie trafił do szpitala.
Media szeroko obiegło zdjęcie, na którym uwieczniono strażaka niosącego 2,5-latka, który przeżył wypadek, ale stracił rodziców. Obok niego na zdjęciu był ratownik medyczny i policjant. Zarówno strażak, jak i policjant nie byli w stanie rozmawiać z mediami o tragedii.
Jedynie ratownik zdecydował się napisać maila do Wirtualnej Polski, w którym przedstawił wstrząsającą relację z miejsca tragedii. „Dotarliśmy jako trzeci zespół ratownictwa medycznego, więc już ze świadomością, że jedziemy po pacjentkę w stanie krytycznym, ale jest tam jeszcze dziecko. Okazało, że dziecko jest w stanie niezagrażającym życiu, trzyma je w ramionach jakaś przypadkowa pani” – czytamy.
Ratownik przedstawia wstrząsającą relację
Mężczyzna przyznaje, że początkowo nie docierał do nich ogrom rozgrywającej się tragedii. „Wszystkie siły musieliśmy skoncentrować na ratowaniu pacjentki. Przystąpiliśmy do resuscytacji, ale zorientowaliśmy się, że ona nie miała szans przynieść efektów. Wtedy zaczęło do mnie docierać, że to dziecko może być synkiem tej pary biorącej udział w wypadku” – pisze ratownik.
„To była dla mnie okropna chwila. Zdałem sobie sprawę, że ten chłopczyk już nie ma rodziców i choć nic nie mogłem zrobić, bo nie było żadnych szans na ratunek dla tej kobiety, poczułem się jakby winny, że ta pacjentka odeszła. Trudno to oddać słowami. Tych emocji nie da się tak do końca opisać. I jeszcze ta bezsilność, która aż bolała w tamtej chwili. Kolega, który już ma dzieci, otwarcie płakał” – pisze ratownik.
Czytaj także: Możdżonek nie wytrzymał po potwornym wypadku na Podkarpaciu. Padły mocne słowa
„Zrozumiałem, że ten maluch jeszcze nie rozumie tego wszystkiego, nie potrafi nawet dobrze mówić, dlatego nie zadaje pytań, ale to też znaczy, że nie będziemy mu musieli wytłumaczyć, co się stało, a to właściwie chyba była jakaś ulga. Trzeba było się skupić na tym, żeby znaleźć chłopczykowi spokojne miejsce w karetce, zabrać go stamtąd, zbadać. Dziecko płakało, wołało mamę…” – czytamy.
Źr. wp.pl