Das Moon coraz mocniej zaznacza swoją pozycję na krajowej scenie elektronicznej. Wydaje się, że ich obecność wnosi swoisty powiew świeżości, bo pomimo ciężaru gatunkowego muzycy Das Moon robią cholernie przebojową muzykę. Zadaliśmy kilka pytań DJ Hiro Szymie, który jest jednym z trzech motorów napędowych formacji.
Spotkałem się z opiniami, że Wasza muzyka to „seksowne electro”. Podoba Wam się to określenie?
Słyszeliśmy rożne określenia. Sex lubimy, więc spoko ;).
Zadaje takie pytanie, bo uwodzicielski głos Daisy K. idealnie pasuje to Waszej muzyki. Jak przecięły się Wasze muzyczne drogi?
Gdzieś chyba w okolicach 2008 roku Tomek Świtalski (z zespołu Kryzys) jako osoba, która wtedy (i obecnie zresztą też) była organizatorem spotkań poetyckich w Warszawie, doprowadził do spotkania Daisy K. (która poetką jest) z Dj Hiro Szyma, który miał wtedy zrobić tzw. podkłady do melodeklamacji Daisy. Tak też się stało, ale ponieważ akurat z naszym poprzednim zespołem „Rh+ a joint of audiovisual performers” stanęliśmy na rozstaju artystycznej drogi, to zaproponowaliśmy Daisy, aby dołączyła do naszego zespołu, który wkrótce zmienił nazwę na Das Moon.
Weekend In Paradise to już drugi krążek w Waszej karierze po Electrocution. Jak z perspektywy czasu oceniacie swój debiut?
Ciężko się ocenia własne płyty nawet z pewnej perspektywy czasowej, ale Electrocution to o tyle ważna dla nas płyta, że była pierwszą, i wyznaczyliśmy sobie nią pewien kierunek, w którym chcemy podążać. Udało się z nią przebić do publiczności, na której nam zależało, co miało potem przełożenie na koncertach. Myślimy, że to był całkiem dobry pierwszy krok.
Mieliście za sobą występ w Must Be The Music, czytałem Waszą opinię wygłoszoną w wywiadzie dla gazeta.pl, że: „łatwiej zwrócić na siebie uwagę w talent show niż na festiwalu”. Czy dzisiejsze talent show rzeczywiście mogą pomóc w rozwoju kariery, która jest na początkowym stadium rozwoju?
Festiwale też są absolutnie dobrym sposobem, aby się przebijać lub potwierdzać swoją klasę, ale aby na nich grać, trzeba mieć już pewną pozycję na tzw. rynku muzycznym. Zespół, który startuje od ZERA nie ma szans grania na znaczących festiwalach. Czy nam się to podoba czy nie, obecnie światem rządzą media – w tym przede wszystkich telewizja. Pokazanie się nawet przez 3 minuty w programie, który oglądają miliony, stwarza szanse, że trafisz ze swoim przekazem artystycznym do pewnej części tej publiczności. To może być takie koło zamachowe… Może, ale oczywiście nie musi.
Muzyka i niektóre efekty dźwiękowe wykorzystane w kompozycjach, mocno kojarzą mi się z Kraftwerk, trochę też z ich krajanami z Einstürzende Neubauten. To dobry trop, jeśli chodzi o Wasze inspiracje?
Cóż… nie ma co ukrywać. Tak. To zespoły, które nas nadal mimo upływu lat fascynują i stanowią naszą inspirację, choć nie jedyną, bo każdy z nas w zespole słucha różnej muzyki i te różne inne fascynacje przekładają się na to, co robimy.
Weekend In Paradise to dosyć przewrotny tytuł jak na mroczną zawartość krążka. Jaka jest geneza dla nazwy Waszego drugiego albumu?
Przewrotny – bardzo dobre określenie, bo bardzo chcemy w naszej twórczości uciekać od jednowymiarowości i jednoznaczności. Wiedzieliśmy już jaka ta płyta będzie, bo ją nagraliśmy, ale tytuł powstał na końcu i miał być właśnie przekorną kontrą do zawartości. Choć z drugiej strony skoro powiedziałeś, że gramy seksowne electro to Weekend in Paradise wydaje się całkiem trafny…hahahahaaaaa. Przypadkowo.
Z Waszych tekstów wyziera mrok, pesymizm. Już sam początek płyty, gdzie słyszymy dobitne: „We were born free, then we were compared to shit” – nie pozostawia złudzeń co do tego, jakich tekstów możemy się spodziewać. Podobnie jest z Waszymi lirykami o miłości, która w nich jest niekoniecznie szczęśliwa i wieczna. Nie ma szans na, ogólnie rzecz biorąc, pozytywne rzeczy w Waszej twórczości? Czy „brzydkie” dla Was równa się piękne?
Jakoś tak się stało, że faktycznie w warstwie lirycznej zdecydowanie bardziej czerpiemy z mroku. Może dlatego, że jest to wentyl tych emocji, które ma w sobie w większym czy mniejszym stopniu każdy człowiek, ale nie bardzo czasem wiadomo co z tymi dark emocjami zrobić, żeby nie popaść w ciemny tunel. My staramy się to przekuć na sztukę. Poza tym mrok jest bardziej sexy ;).
Na Weekend In Paradise uderzył mnie fakt, że właśnie warstwa liryczna momentami ostro kontrastuje z muzyką, która jest momentami bezczelnie przebojowa i melodyjna. Nie czuliście podczas nagrywania utworów takich jak Violent Lullaby pewnego dysonansu?
I o to nam chodzi! Łamać stereotypy twórczej konsekwencji. Zobacz, ile jest dookoła takiej sztuki nudnie szufladkującej się. Jak wesoły tekst to hopsa, hopsa, jak smutny tekst i piekło, to jakiś trash metal. Reszta śpiewa o miłości w taki ślamazarnym sosie. Życie nie jest takie jednowymiarowe. Przecież non-stop towarzyszą nam jednocześnie chwile smutku i radości – takie jest życie i tak je przekuwamy na naszą twórczość. Smutek i radość współgra!
Run ma w sobie coś z muzyki klubowej. No właśnie, nie boli Was fakt, że muzykę elektroniczną tudzież klubową uważa się w Polsce często za jednostajną łupankę?
Polska muzyka klubowa i elektroniczna ma tak wiele twarzy…. własnie od umpca umpca aż po ambitny ambient. Naszym zdaniem jest w czym wybierać… ale to m.in. sprawa mediów, w których nie ma mody na szerszą prezentację palety muzyki własnie elektronicznej – i stąd większość kojarzy muzykę klubową z lansowaną w kilku głównych stacjach radiowych łupanką.
Ciągnąć ten temat – jakie jest Wasze zdanie na temat polskiej muzyki elektronicznej? Zależy mi na opinii kogoś z wewnątrz, kto zjadł zęby na takim graniu.
W Polsce jest trochę dziwna sprawa, bo generalnie nie ma mody na słuchanie polskich produkcji muzyki elektronicznej. Cały czas pokutuje takie zapatrzenie się na Zachód… a u nas powstają płyty na dobrym europejskim i światowym poziomie. Nawet z nami tak bywa… ktoś nas posłuchał, a potem się dziwi: To polski zespół???
Mała wiara w narodzie w własne talenta ;-).
Słyszałem wiele dobrego o Waszych koncertach. Że to nie tylko jest uczta dla uszu, ale również oczy cieszą się wspaniałymi efektami świetlnymi. Kiedy będzie można Was zobaczyć w trasie koncertowej?
Pierwszą cześć trasy koncertowej WEEKEND IN PARADISE TOUR graliśmy jesienią 2014. Teraz czas na jej drugą odsłonę. Wiosną 2015 r. kolejne koncerty – czyli ruszamy w Polskę :).
Do zobaczenia i usłyszenia!
Dziękuję za rozmowę!
Foto: cantaramusic.pl