Sterydy wziewne redukują ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 o ponad 90 procent — powiedział w rozmowie z PAP prof. dr hab. Piotr Kuna, kierownik II Katedry Chorób Wewnętrznych UM w Łodzi. Dodał, że na świecie są już leki prewencyjne przeciw COVID-19 podawane domięśniowo.
PAP: Na początku epidemii COVID-19 w Polsce wiele osób wskazywało osocze ozdrowieńców, jako na lek mający ratować życie. Osocze wytrzymało próbę czasu?
Piotr Kuna: W badaniach kontrolowanych wyszło, że osocze ozdrowieńców jest nieprzydatne. Amerykańska Agencja ds. Leków zakazała jego stosowania.
PAP: Remdesiwir?
P.K.: Jeżeli chodzi o ten lek, to nie wykazano żadnego wpływu na rozwój ciężkiej postaci COVID-19 ani redukcję zgonów. Skraca on jedynie czas hospitalizacji. Biorąc pod uwagę system GRADE, w którym trzeba uwzględniać koszty leczenia i jego efekty, jest to lek nierekomendowany przez WHO.
PAP: Statyny. Co to jesti jak działa?
P.K.: To lek stosowany przede wszystkim u pacjentów z czynnikami ryzyka chorób sercowo-naczyniowych i podwyższonym cholesterolem frakcji LDL. Zaleca się, że u osób zdrowych, które mają nadciśnienie, będące czynnikiem ryzyka, otyłość czy cukrzycę, powinno się utrzymywać poziom LDL poniżej 80. Czekamy teraz na rejestrację jednego leku, który – podany doustnie – ma zapobiegać ciężkiej postaci COVID-19. On nie jest jeszcze zarejestrowany, więc nie chcę budzić nadziei. To lek firmy Pfizer, który ma być jeszcze skuteczniejszy, niż mulnopirawir firmy Merck&Co. On ma redukować ryzyko rozwoju ciężkiej postaci COVID-19 o 89 procent. Ale już mamy przecież sterydy wziewne, które redukują ryzyko rozwoju ciężkiego przebiegu u osób z dodatnim wynikiem na wirus SARS-CoV-2 o ponad 90 procent. Te leki są. I kosztują grosze.
PAP: Przywołajmy więc przykład: są osoby chore na astmę. One bardzo często przyjmują sterydy wziewne. Słyszałem opinię, że u tych osób znacznie rzadziej dochodzi do ciężkiego przebiegu COVID-19. To prawda?
P.K: Mówimy oczywiście tylko o sterydach wziewnych, a nie doustnych. Opinia o tym, że dobrze prowadzone przez lekarzy, głównie alergologów, osoby z astmą, znacznie rzadziej chorują ciężko na COVID-19, to opinia prawdziwa, udowodniona, doskonale nam znana.
PAP: Przejdźmy zatem do osób, które nie korzystają z kortykosteroidów na co dzień. W którym momencie, po wyniku dodatnim w kierunku SARS-CoV-2, pacjent powinien taki lek zacząć przyjmować?
P.K.: Natychmiast. Jeżeli tylko ma dodatni wynik, powinien dostać tego samego dnia te leki i zacząć je brać.
PAP: Rozumiem, że może je brać w domu. To proste w użyciu leki wziewne.
P.K.: Absolutnie. Okres ich podawania powinien wynosić przynajmniej 15 dni.
PAP: Czy jest już na świecie taki lek, który można podać osobie narażonej na kontakt z wirusem SARS-CoV-2 tak, aby po zetknięciu z nim, nie namnożył się w organizmie?
P.K.: Tak. Są takie leki. W Polsce, niestety, nie są one dostępne. Używane są natomiast w USA. To mieszanka przeciwciał monoklonalnych firmy Regeneron i AstraZeneca, które – podane osobie z kontaktu – lekarzowi, pielęgniarce, nauczycielowi czy policjantowi – zabezpieczają je przed zachorowaniem na COVID. Firma Regeneron – ma 6 miesięcy skuteczności jednej dawki domięśniowej, AstraZeneca – rok po podaniu jednej dawki domięśniowo.
PAP: Czemu my ich w Polsce nie mamy?
P.K.: Nie wiem, czemu ich nie mamy. O tych lekach jest cisza. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
PAP: Komu się je podaje w USA?
P.K.: Przedstawicielom ochrony zdrowia, policjantom, żołnierzom, pracownikom rządowym.
PAP: To drogie leki?
P.K.: 800 dolarów kosztuje taki lek. Dla porównania – remdesivir kosztuje ok. 3000 dolarów. I nie działa.
PAP: Nie są więc to kwoty astronomiczne?
P.K.: Nie są. To lek, który ma przede wszystkim działanie prewencyjne. Lek firmy Regeneron ma wyłącznie działanie prewencyjne, a ten od AstraZeneca także działanie terapeutyczne dla osób z dodatnim wynikiem.
PAP: Czyli to, co słyszymy w powszechnym obiegu, że nie mamy skutecznych leków przeciw COVID-19, to półprawda?
P.K.: Powiem inaczej. To nieaktualna prawda. To, co się mówi w tym temacie, nie jest zgodne z najnowszą wiedzą medyczną. W sobotę rano minister zdrowia Adam Niedzielski udzielił wywiadu dla RMF. Byłem zachwycony, bo powiedział w nim dokładnie to, co ja staram się mówić od roku: że, oczywiście, dzieci się zakażają wirusem SARS-CoV-2. I zakażają dziadków oraz osoby starsze. Sama choroba jednak u dzieci jest łagodna. Więc, jeżeli dziadkowie się zaszczepią, i jeśli rodzice się zaszczepią, to dzieci powinny chodzić do szkoły, bo szkody, które im wyrządzamy, gdy do szkoły nie chodzą, są dużo większe.
PAP: Odnoszę wrażenie, że obecna zmiana polityki rządów w walce z epidemią, zmiana podejścia, jest dla pana znacznie bardziej zrozumiała?
P.K.: Uważam, że rzeczywiście państwo polskie od ok. miesiąca prowadzi znacznie bardziej logiczną i racjonalną politykę walki z wirusem, niż wcześniej. Ten wirus z nami zostanie. Trzeba się z tym pogodzić.
PAP: Jedyne więc, co możemy zrobić, to zadbać o najciężej chorych?
P.K. Tak. Nie można natomiast straszyć ludzi. Któryś z ekspertów z Rady Medycznej opowiadał ostatnio, że znów w Polsce będzie tysiąc zgonów dziennie na COVID. Nie będzie. Jeżeli dojdzie do 400, to będzie maksimum – przy obecnym wyszczepieniu. Trzeba też uczciwie mówić, kto obecnie na COVID-19 umiera. Są to osoby schorowane, dla których śmiertelnym zagrożeniem jest zarówno COVID, grypa, jak i wirus RSV. Zastanówmy się więc, co my dla tych, którzy są ciężko chorzy na choroby współistniejące, możemy zrobić? Otóż, musimy ich zaszczepić. Bezwzględnie i w stu procentach. Drugą rzeczą jest podawanie statyn. Jest bowiem ponad tysiąc leków, które hamują namnażanie się wirusa w komórkach. Problem jest jeden: nie można ich podać, gdy ten wirus się już namnoży.
PAP: Chce pan powiedzieć, że polskie społeczeństwo powinno być lepiej zdiagnozowane na wszystkie inne choroby i ten, kto tego potrzebuje, powinien mieć ustawione odpowiednio leki. A ci, którzy tego nie potrzebują, i tak na COVID-19 nie będą umierali?
P.K.: Tak, dokładnie to chcę powiedzieć. To jest największy problem naszej medycyny, że my nie mamy przebadanych pacjentów, nie prowadzimy prewencji na schorzenia, które z powodzeniem można zaopatrzyć lekowo, bądź przez zmianę nawyków życiowych. W Sztokholmie to udowodniono – na przykładzie miliona osób, które podzielono na te, biorące statyny, i te, które ich nie biorą. U tych pierwszych ryzyko śmierci na COVID-19 jest o 13 procent niższe. Wie pan, ile osób udałoby się w Polsce uratować w tej epidemii? Jakieś 10 tysięcy ludzi. No i sterydy wziewne. One działają równie skutecznie, jak szczepionka Pfizera, jeżeli są podane natychmiast po wykryciu wirusa. To jest, być może, opcja dla tych, którzy się nie zaszczepili. Problem z tymi ludźmi jest taki, że oni negują wirusa. Nawet, jak dostają wynik pozytywny, to czekają. Na co czekają? Na śmierć? (PAP)
Rozmawiał Tomasz Więcławski
Sprawdzone informacje na temat pandemii koronawirusa dostępne na oficjalnej stronie rządowej: gov.pl