Mam wrażenie, że w tych ostatnich dniach ta ekipa rządząca kompromituje się w świecie wartości katolickich – powiedział Maciej Stuhr na antenie TVN24. Popularny aktor wraz ze swoją żoną Katarzyną Błażejewską-Stuhr opowiedzieli, jak przez blisko rok gościli pod swoim dachem uchodźców z Czeczeni. Podczas programu pojawiły się łzy.
Maciej Stuhr i jego żona Katarzyna Błażejewska-Stuhr pojawili się w programie „Fakty po Faktach” TVN24. Tematem rozmowy była debata wokół napiętej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej i problematyka uchodźców.
Prowadząca program Katarzyna Kolenda-Zaleska przypomniała, że w ubiegłym roku małżeństwo Stuhrów zaangażowało się w pomoc na rzecz czeczeńskich rodzin. Jedna z nich zamieszkała w ich domu na wsi. W opinii dziennikarki, małżeństwo ma „specjalny mandat” do wypowiadania się w temacie uchodźców.
– Nie rozumiem tego z człowieczego punktu widzenia, ale też ze względów prawnych. Zanim Madina mogła z nami zamieszkać, przeszłam z nią przez wszystkie procedury – mówiła wzruszona Błażejewska-Stuhr. – Każdy człowiek, który stanie na granicy Rzeczpospolitej Polskiej i powie funkcjonariuszowi, że chce ubiegać się o azyl, ma prawo zostać wpuszczony. Nie rozumiem takiego postępowania – dodawała ze łzami w oczach.
Wtedy do rozmowy wtrącił się Maciej Stuhr. – Jak państwo widzą, ciężko o tym mówić. Te ostatnie wydarzenia są kolejnym przekroczeniem. To jest tak przerażające, że, jak widać, łzy same nam napływają do oczu. Żyjemy w świecie, gdzie nie wiadomo, czym jest prawo – stwierdził.
Aktor dał do zrozumienia, że jest zawiedziony postępowaniem władz Polski ws. grupy migrantów w Usnarzu Górnym. W jego ocenie stoi to w wyraźnej sprzeczności z wiarą katolicką.
– Mam wrażenie, że w tych ostatnich dniach ta ekipa rządząca kompromituje się w świecie wartości katolickich. Pląsy z panem Rydzykiem okazują się jakimś tanim teatrzykiem kukiełkowym – oświadczył. – Jak pan Jezus przychodzi do nas i mówi „sprawdzam”, to bronimy „świętego miejsca” przed panem Jezusem – podsumował.