55-letnia Rosjanka tegoroczny urlop na greckiej Krecie zapamięta do końca życia. Kobieta postanowiła popływać na materacu, ale prąd morski był na tyle silny, iż… porwały ją fale.
Kobieta udała się na urlop wraz z mężem oraz córką. Rosyjska rodzina zakwaterowała się w jednym z hoteli w miejscowości Retimno na greckiej Krecie. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem – plaża, drinki, odpoczynek.
Dramat 55-latki rozpoczął się w momencie, gdy postanowiła popływać na dmuchanym materacu. Kobieta położyła się na nim, pomachała rodzinie i… zniknęła. Okazało się, iż tego dnia prąd morski był na tyle silny, że porwały ją fale.
Czytaj także: Niezwykły życiorys kpt. Władysława Nawrockiego
Rosjanka próbowała samodzielnie wrócić do brzegu, jednak ze względu na potężne fale, nie mogła tego zrobić. Jej wołanie o pomoc nie było zaś słyszalne przez ludzi zgromadzonych na plaży.
Zniknięcie kobiety natychmiast zgłosili członkowie jej rodziny. Lokalne służby wszczęły poszukiwania, lecz do wieczora 55-latki nie odnaleziono. Zdecydowano się przerwać akcję. Wznowiono ją rano. Wówczas do pomocy zaangażowano również strażników granicznych, którzy na poszukiwania wyruszyli swoim samolotem.
Ich obecność okazała się zbawienna, ponieważ po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań kobietę dostrzegli właśnie strażnicy. Leżąca na materacu kobieta była oddalona od brzegu o ponad 11 kilometrów. Odnaleziono ją po 21 godzinach od zaginięcia.
Lokalne media podają, że kobieta, oprócz poparzeń słonecznych, nie odniosła żadnych obrażeń. Uskarżała się wprawdzie na problemy z sercem oraz kręgosłupem, ale po badaniu przeprowadzonym przez lekarzy, zwolniono ją do domu. Przedstawiciele służb, który prowadzili akcję poszukiwawczą i ratunkową podkreślają, że jej odnalezienie można określać mianem „cudu”.