Wygląda na to, że niektórzy turyści mają problemy z rozróżnieniem lwa i domowego kota. Wyjątkowym brakiem rozsądku wykazał się jeden z nich, a cała sytuacja mogła skończyć się naprawdę tragicznie.
Grupa turystów podróżowała po Parku Narodowym Serengeti na terenie Tanzanii. W pewnym momencie w cieniu jeepa schroniła się grupa lwów – w tym jeden samiec, który mógł być w dodatku przywódcą stada. Jeden z turystów postanowił skorzystać z okazji i pogłaskać króla zwierząt po grzbiecie.
Na reakcję lwa nie trzeba było długo czekać. Zwierzę odwróciło się w stronę okna, a jego ryk w żaden sposób nie przypominał dobrotliwego mruczenia. Turyści natychmiast wpadli w przerażenie i dopiero po kilku chwilach odważyli się zamknąć okno.
Całą sprawę skomentował jeden ze strażników, Naas Smit. Twierdzi on, że zwierzę mogło wskoczyć do samochodu i zamordować wszystkich. „Tylko osoby pracujące w dziczy widzą, jak szybki jest lew. Ten samiec mógł odgryźć rękę mężczyźnie, który go pogłaskał. Miał dość siły, by wyciągnąć turystę z samochodu i zabić natychmiast na oczach jego znajomych. Mężczyzna postąpił niebywale głupio” – stwierdził.
Okazuje się, że gdyby zwierzę zaczęło stanowić zagrożenie dla turystów, strażnik musiałby je zabić. Pociągnęłoby to za sobą poważne konsekwencje, szczególnie gdyby okazało się, że lew był przywódcą stada.