Do tragedii doszło w niedzielę w sali zabaw dla dzieci na warszawskim Bemowie. Ojciec otruł siebie i swojego syna. Żadnego z nich nie udało się uratować. Sprawę bada prokuratura.
Tragiczne wydarzenie miało miejsce w niedzielę 25 listopada po godzinie 17. Ojciec spędzał czas z dziećmi na sali zabaw w czasie wyznaczonym przez sąd. Nad spotkaniem mężczyzny z 4,5-letni Arturem i 6-letnią Kornelią czuwał wyznaczony do sprawy kurator, który jest też policjantem. Na co dzień opiekę rodzicielską nad dwójką dzieci sprawuje matka.
Ojciec otruł siebie i syna
W pewnym momencie ojciec poprosił kuratora o możliwość skorzystania z toalety i wziął ze sobą 4,5-letniego syna. Po kilku minutach zaniepokojony policjant poszedł do łazienki gdzie znalazł nieprzytomnego ojca i syna. Na miejsce natychmiast wezwano pogotowie, ale pomimo udzielonej pomocy medycznej 35-latek i chłopiec zmarli.
Czytaj także: Warszawa: Ojciec otruł siebie i syna? Są wyniki sekcji zwłok
Ze wstępnych ustaleń wynika, że Tomasz M. zażył substancję chemiczną o nieznanym jeszcze składzie. Tę samą truciznę podał dziecku.
Na miejscu zdarzenia prokurator przesłuchał pracowników sali zabaw i innych świadków. Dokonano oględzin bawialni i wstępnych oględzin zwłok w szpitalu, do którego trafili ojciec i syn.
Głośny rozwód
Mężczyzna był w trakcie rozwodu z matką dzieci, z którą spierał się o opiekę nad synem i córką. 35-latek miał miał postawione zarzuty dotyczące uporczywego nękania żony i i dzieci, nachodzenia w domu rodziny i znajomych żony. Prokuratura postawiła mu również zarzut uprowadzeń rodzicielskich czteroletniego synka. Za każdym razem kończyły się one interwencją policji.
W rozmowie z dziennikarzami TVN w programie „Uwaga” Tomasz M. mówił: – „Nie jestem człowiekiem, który mógłby zrobić coś sobie, albo dziecku. Nie jestem osobą, która może robić skrajne rzeczy”.
Emocjonalny list na Facebooku
Kilka dni przed tragedią, w piątek 23 listopada mężczyzna opublikował na Facebooku list otwarty do Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
„Obserwując poczynania Sądu można odnieść wrażenie, że nikomu nie zależy na uspokojeniu sprawy i zażegnaniu konfliktu, który osiągnął już chyba apogeum. Jakim prawem Państwo reglamentujecie czas, jaki mogę spędzać z moimi dziećmi. Taki stan rzeczy powoduje frustrację i w dalszym ciągu tylko zaognia konflikt” – napisał Tomasz M.
„Wszyscy chcą ze mnie zrobić wariata i psychopatę tylko dlatego, że domagam się równouprawnienia i prawa do opieki nad moimi biologicznymi dziećmi. Nie zrezygnuję z moich dzieci nigdy i mojej postawy nie zmienię i będę trwał przy moich dzieciach” – dodał.
Źródło: wprost.pl, dorzeczy.pl