Radomir Szumełda, wiceszef Komitetu Obrony Demokracji, udzielił wywiadu Tygodnikowi „Wprost” mówił w nim m.in o tym, że jedyną szansą na uratowanie jego organizacji jest to, by jej dotychczasowy lider, Mateusz Kijowski, odszedł z funkcji przewodniczącego.
Szumełda stwierdził, że wierzył w Kijowskiego i gdy do opinii publicznej dotarła informacja o fakturach, czerpaniu korzyści finansowych z KOD, to sam nie mógł uwierzyć, że lider KOD „ciągnie nas w dół”.
Sprawa dotyczy nie tylko niejasnych sytuacji, ale również tego jak Kijowski traktuje regulaminy, statu organizacji oraz samą działalność.
Czytaj także: Korwin-Mikke: UE jest trupem demograficznym i gospodarczym
– On sam łamie kolejne reguły gry, lekceważy statut, nie angażuje się w działalność organizacji. Wyobraźcie sobie, że przez te kolejne lata razem wiecujemy, obok Mateusza na scenie stoją autorytety, liderzy opozycji. I opinia publiczna na kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi dowiaduje się, że Mateusz ma na sumieniu jakieś niejasne historie. Wiecie, co to znaczy? Że PiS bierze większość konstytucyjną. Pozamiatane – powiedział Szumełda.
Wiceszef KOD zarzuca Kijowskiemu, że ten skupia się wyłącznie na budowie swojej marki i nie liczy się z zarządem Komitetu Obrony Demokracji.
– Zorientowaliśmy się, że zachowuje się autorytarnie, buduje wyłącznie własną pozycję, niczego z nami nie konsultuje. Długo nie przyjmowałem tego do wiadomości, byłem naiwny, przesadnie ufny, nie chciałem widzieć, że mamy problem – mówił aktywista.
Radomir Szumełda uważa również, że w przypadku dalszego zajmowania przez Kijowskiego stanowiska szefa KOD, to będzie oznaczać marginalizację tej organizacji.
– Jestem przekonany, że jeśli w marcu Mateusz i jego ludzie wygrają wybory do władz KOD, to może oznaczać, że KOD jako organizacja, jako stowarzyszenie, przestanie być ważnym uczestnikiem sceny politycznej. W tym znaczeniu będzie po KOD. Staniemy się niszową, niewiele znaczącą organizacją. Ogromna ilość ludzi z tej organizacji odejdzie – wieszczył wiceszef KOD.