Wybuch gazu w Szczyrku (woj. śląskie) doprowadził do śmierci ośmiu osób. Wśród ofiar były dzieci. Wstrząśnięci rozmiarem tragedii są mieszkańcy okolicy. Ludzie wspominają zwłaszcza młode małżeństwo z trójką dzieci. – Często się widywaliśmy, aż głos się człowiekowi łamie. To byli poczciwi, pracowici ludzie – mówi w rozmowie z wp.pl burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy.
Wybuch gazu w Szczyrku miał miejsce w środę po południu. Eksplozja rozerwała doszczętnie trzykondygnacyjny dom przy ul. Leszczynowej. W środku przebywało osiem osób, w tym czwórka dzieci. Świadkowie relacjonują, że huk wybuchu było słychać w promieniu kilku kilometrów.
Straż pożarna otrzymała pierwsze zgłoszenie o 18:26. Na miejscu pojawiło się około 100 strażaków z PSP i OSP oraz kilkudziesięciu policjantów. Służby przeczesywały pogorzelisko w poszukiwaniu ofiar. Wkrótce pomagały im również specjalne jednostki z psami ratowniczymi.
Czytaj także: Wybuch gazu w Szczyrku. Firma wykonująca pracę przy budynku wydała oświadczenie
Pierwsze ciała ofiar zostały odkryte około 1 godziny w nocy. Później stopniowo informowano o kolejnych tragicznych wiadomościach. W czwartek, około godziny 11 było już jasne, że eksplozja pochłonęła życie 8 osób.
Osoby reprezentujące Polską Spółkę Gazownictwa poinformowały, że przyczyną katastrofy było prawdopodobnie uszkodzenie gazociągu średniego ciśnienia.
Wybuch gazu w Szczyrku: Mieszkańcy wspominają ofiary eksplozji
Tragedia wstrząsnęła całą Polską. Jednak najbardziej przeżywają ją okoliczni mieszkańcy, którzy dobrze znali ofiary. Okazuje się, że w domu mieszkało młode małżeństwo: Wojtek i Ania wraz z trójką małych, kilkuletnich dzieci.
– Mieszkam niedaleko tego domu. Często się widywaliśmy, aż głos się człowiekowi łamie. To byli poczciwi, pracowici ludzie – przekonuje burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy w rozmowie z Wirtualną Polską.
Cała rodzina była związana ze sportami zimowymi. Młody mężczyzna prowadził w mieście swoją szkółkę narciarską. – Bardzo w porządku człowiek. Traktował nas wszystkich po partnersku – powiedział jeden z uczniów.
Poza młodą rodziną na miejscu mieszkało starsze małżeństwo w wieku ok. 70 lat oraz prawdopodobnie ich córka ze swoim dzieckiem. Kobieta w czasie tragedii przebywała poza domem. Kiedy do niego wróciła zastała jedynie gruzowisko i zastępy straży pożarnej. Nieoficjalnie wiadomo, że kobieta przebywa obecnie w szpitalu.
Źródło: Wirtualna Polska, Fakt24.pl