Egzaminator, który uczestniczył w tragicznym wypadku w Szaflarach, w którym zginęła kursantka złożył zeznania w prokuraturze. Sąd nie zastosuje wobec niego tymczasowego aresztowania.
Wbrew wnioskowi prokuratury, sąd zdecydował, że egzaminator nie trafi do aresztu. Śledczy, którzy chcieli, aby egzaminator na proces poczekał za kratkami (ich zdaniem może on wpływać na zeznania świadków oraz utrudniać śledztwo) mają siedem dni czasu na zaskarżenie decyzji do Sądu Okręgowego.
Mężczyzna złożył też wyjaśnienia. Nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Jak tłumaczy prokurator Józef Palenik, egzaminator powinien zatrzymać samochód, gdy widział, że kursantka wjeżdża bez zatrzymywania na przejazd kolejowy. Egzaminator natomiast tłumaczył, że chciał to zrobić zaraz za torami i tam poinformować ją, że nie zdała. Jednak już na przejeździe kursantce zgasł silnik.
Z zeznań mężczyzny wynika, że uciekł z pojazdu w ostatniej chwili ale nie pamięta, czy kazał kursantce uciekać z auta. Przyznał, że nie podjął reanimacji 18-latki.
Czytaj także: Po wypadku w Szaflarach, Egzaminator jednak trafi do aresztu? Prokuratura nie odpuszcza
Sąd zastosował wobec egzaminatora poręczenie w wysokości 10 tys. zł, wydał zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportu i nałożył obowiązek zgłaszania się na policji. Mężczyzna ma też zakaz pracy w charakterze egzaminatora i instruktora jazdy.
Egzaminatorowi grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.