Po wczorajszych wyborach prezydenckich na Białorusi doszło do gwałtownych zamieszek w wielu rejonach państwa. Protesty wybuchły po ogłoszeniu przez władzę miażdżącego zwycięstwa Aleksandra Łukaszenki. Na ulicach Mińska i innych miast bardzo zdecydowanie interweniowały służby bezpieczeństwa.
Media informują, że co najmniej jedna osoba zginęła w nocnych starciach na Białorusi. Pojawia się także informacja o co najmniej 120 osobach aresztowanych. Organizacje zajmujące się prawami człowieka, mówią jednak, że prawdziwe dane są o wiele wyższe.
Rzeczniczka MSW Białorusi Olga Czemodanowa poinformowała, że białoruskie służby bezpieczeństwa zastosowały „środki specjalne” wobec demonstrantów w Mińsku. Władze przekonują, że opanowały sytuację.
Wciąż pozostaje jednak więcej niewiadomych w związku z sytuacją na Białorusi. Władze radykalnie ograniczyły dostęp do internetu i wprowadziły blokady serwisów społecznościowych. Na nielicznych nagraniach, jakie pojawiły się w sieci, słychać wybuchy granatów hukowych. Pocztą pantoflową rozchodziła się także informacja o policyjnej ciężarówce taranującej tłum demonstrantów.
Rzeczniczka MSW na Białorusi potwierdziła także, że są osoby zatrzymane, ale nie podała ich liczby „ponieważ wydarzenia nadal trwają”. Według Czemodanowej sytuacja w Mińsku „jest pod kontrolą” a w mieście zastosowano wzmożone środki bezpieczeństwa.
O fotel prezydenta ubiegało się pięciu kandydatów. Rządzący od 1994 roku prezydent Alaksandr Łukaszenka zmierzy się z czwórką rywali. Są to: tłumaczka i żona zatrzymanego blogera Swiatłana Cichanouska, była deputowana Hanna Kanapacka, współprzewodniczący ruchu Mów Prawdę Andrej Dzmitryjeu i lider Białoruskiej Socjaldemokratycznej Hramady Siarhiej Czeraczań.
Źr. twitter; rmf24.pl; polsatnews.pl; wmeritum.pl