Tragiczne zdarzenie miało miejsce we wsi Sakówko w województwie warmińsko-mazurskim. W nocy z czwartku na piątek rozbił się tam MiG-29. Jego pilot, porucznik Krzysztof S., tuż przed śmiercią stanął przed dramatycznym wyborem. Ocalił kilkudziesięciu ludzi, ale sam stracił życie.
Samolot należał do 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku. Według MON samolot uderzył o ziemię i stanął w płomieniach. Wcześniej pilot katapultował się w okolicach miejscowości Saków 18 km od Malborka, ale został znaleziony martwy kilkaset metrów od wraku maszyny. Ministerstwo Obrony poinformowało, że do czasu wyjaśnienia przyczyn wypadku wstrzymane zostały loty z użyciem tego typu samolotu.
Zginął, aby ocalić wieś
Mieszkańcy wsi twierdza, że pilot próbował posadzić maszynę w polu, by nie spaść na pobliskie budynki – wtedy ofiar mogłoby być więcej.
„Dowództwo wydało mu polecenie aby się katapultował. Porucznik Krzysztof S. wiedział zapewne, że jeśli zrobi to natychmiast, jego maszyna spadnie na budynki w pobliskiej wsi. Pilot podjął ryzyko. Uruchomił specjalną dźwignię dopiero, gdy miał pewność, że maszyna rozbije się za budynkami, na polu zboża. MiG–29 spadł za wsią, ale Krzysztof S. nie przeżył. Jego ciało znaleziono 200 metrów od wraku. Pewnie po katapultowaniu spadochron nie zdążył się otworzyć” – relacjonuje „Fakt”.
–„To prawdziwy bohater. Nie mogę mówić, łzy napływają mi do oczu”– mówi w rozmowie z dziennikiem „Fakt” Maria Kwitek ze wsi Sakówko.
Porucznik za kilka dni skończyłby 33 lata. Osierocił żonę i dwójkę dzieci. Rodzina zmarłego pilota została objęta opieką psychologiczną.