„Idą barbarzyńcy, idą barbarzyńcy
Ich smród zatruje miasta całej Europy
Idą barbarzyńcy, idą barbarzyńcy
Rozgrabią Rzym ich łapska, roztratują stopy”
Tak o inwazji barbarzyńców na Imperium Rzymskie śpiewał wybitny, nieżyjący już bard Przemysław Gintrowski, a jego słowa wydają się być zaskakująco aktualne również i dziś. Przypomnijmy, że ów napływ ludności nierzymskiej był jednym z głównych czynników niosących zmierzch i ostateczny upadek Cesarstwa Zachodniego. Znamienne, że wspomniane wydarzenie historyczne jest coraz częściej przywoływane w kontekście współczesnej fali muzułmańskich imigrantów, rozmiarami coraz bardziej przypominającej niszczycielskie tsunami. Ich skupiska w Europie Zachodniej tworzą się głównie w dzielnicach leżących na obrzeżach dużych ośrodków miejskich przemieniając je w swoiste getta, które co jakiś czas, w różnych częściach Europy, pogrążają się w ogniu zamieszek i bezprawia.
Przybysze z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej nie asymilują się zachowując własną silną tożsamość kulturową wyrastającą na cokole islamu. Zgodnie z obyczajem, swą dzietnością znacznie przewyższają poziom przeciętnej rodziny europejskiej, co w niedalekiej przyszłości przyniesie opłakane skutki w postaci totalnego rozkładu struktury społecznej. Wzrost poziomu imigracji i ich wysoki przyrost naturalny podsycane są dodatkowo głupawym systemem tzw. państwa opiekuńczego tworzonego w oparach neomarksistowskiej ułudy. Zagrożenie jest na tyle poważne, że już w niedalekiej przyszłości może okazać się, że rdzenni mieszkańcy Zachodu staną się mniejszością we własnych krajach. Czy wtedy w sposób demokratyczny nie zostaną przegłosowane niedemokratyczne rozwiązania prawa szariatu?
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
„A w Rzymie nie chcą wiedzieć, który z nich się zbliża
Ospałej myśli nic już nie porwie do buntu
Więc trawią dni i noce na biustach kurtyzan
Lub piszą podręczniki miłosnego kunsztu”
Trudno nie dostrzec, że tak intensywna inwazja kultury muzułmańskiej w Europie jest w rzeczywistości dziełem samych Europejczyków. Wyruszyli oni w wędrówkę do świata sennych majaków pełnych relatywizmu, politycznej poprawności oraz równości wszystkich i wszystkiego. Tragiczna w skutkach dominacja genderowej ideologii nowej lewicy doprowadziła do niemal zupełnego zatracenia podstawowego instynktu samozachowawczego powodującego degradację mieszkających tam od pokoleń Europejczyków. Podczas gdy imigranci wyznaczają sobie specjalne strefy, w których obowiązuje prawo szariatu, palą przedmieścia czy w biały dzień na środku ulicy obcinają głowy przechodniom to każda najmniejsza nawet krytyka imigrantów lub ich religii spotyka się z wrzawą oskarżeń o brak tolerancji, rasizm i ksenofobię.
Europejczycy nie chcą widzieć realnego zagrożenia, które podobnie jak przed piętnastoma wiekami może przynieść kres cywilizacji zachodniej. Zamiast ograniczyć, choć odrobinę, gigantyczną obcą kulturowo imigrację, wolą oddawać się coraz dalej idącej dewiacji i rozpuście. Wobec mnożących się na potęgę muzułmanów, w kolejnych krajach wprowadzana jest legalizacja nieproduktywnych związków homoseksualnych, upowszechniana aborcja przybierająca rozmiary holocaustu nienarodzonych, czy niszczycielska w skutkach legalizacja narkomanii. W międzyczasie urzeczywistnia się słynny rysunek satyryczny Andrzeja Krauzego ukazujący kolejkę do zawarcia małżeństwa gdzie zaraz po dwóch osobach tej samej płci stoi człowiek z kozą pocieszający rogate zwierzę słowami: „jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my”. Co jakiś czas słychać bowiem o rzekomej potrzebie dyskusji nad zoofilią, kazirodztwem, a nawet pedofilią. Dość wspomnieć, że nawet w uchodzącej za konserwatywną Polsce przewodniczący ruchu poparcia własnego nazwiska postulował obniżenie wieku inicjacji seksualnej do trzynastego roku życia. Tymczasem wysoko w strukturach UE zasiada zadeklarowany pedofil Cohn-Bendit z partii Zielonych. Zestawienie przybierającej na sile imigracji muzułmańskiej, cechującej się twardym konserwatyzmem, z rozkładem zlewaczałych społeczeństw Zachodu wieszczy rychły kres Europy jaką znamy.
„Więc pieśćmy uszy dźwiękiem eleganckich wierszy
Lub wierzmy w duchy, czary i różdżki magiczne
W mądrości wschodnie wgryźmy się albo powiększmy
Adeptów astrologii zgromadzenia liczne”
Silna tożsamość kulturowo-religijna imigrantów jest również totalną odwrotnością stanu ducha Europejczyków. Religia chrześcijańska tworząca podwaliny kultury zachodniej jest mocno rugowana z życia publicznego, a przedstawiciele hierarchii kościelnej są atakowani w sposób często zupełnie bezzasadny. Modne stają się wierzenia wschodnie na czele z buddyzmem i hinduizmem, powstają coraz to nowe sekty i pseudokościoły, rośnie popularność sztuk magicznych i astrologicznych czego niewinnym przykładem są horoskopy, którymi jesteśmy atakowani niemal ze wszystkich tabloidów i portali internetowych. W imię postępującego relatywizmu tworzy się istny tygiel wierzeń, z których każde jest dobre, zasługuje na tolerancję i zrozumienie za wyjątkiem religii katolickiej.
Może napawać pewnym optymizmem fakt, że w ostatnim czasie obserwujemy pewne ruchy społeczne niejako kontestujące dramatyczną sytuację w Europie. Od kilku lat umacniają się siły polityczne kładące nacisk na tożsamość narodową i sprzeciwiające się postępującemu kosmopolityzmowi. Oczywiście są one określane przez lewicę i liberałów mianem faszystowskich i ksenofobicznych, ale są to jedynie puste zaklęcia coraz mniej działające na świadomość zwykłych obywateli. Czy dla Europy Zachodniej nie jest jednak już za późno? Czy rosnące protesty podgrzewane kryzysem ekonomicznym zdołają wywindować siły nacjonalistyczne na pozycje realnego oddziaływania na sferę rządzenia państwami? Jeśli tak się stanie to do jakiego stopnia zaostrzy się i jaki charakter przyjmie starcie cywilizacji? Czy rzeczywiście jesteśmy świadkami powtórki z historii, tak przenikliwie opiewanej przez cytowanego wyżej poetę, niosącej zmierzch i upadek Europy? Odpowiedzi na te wszystkie pytania przyniesie nam przyszłość i to zapewne w perspektywie kilku, kilkunastu nadchodzących lat. Tymczasem w Polsce powinniśmy dmuchać na zimne i skupić się na wsparciu naszych rodzimych sił tożsamościowych zwierających powoli szyki pod szyldem Ruchu Narodowego. Notabene w tym roku przypada okrągła 330. rocznica bitwy wiedeńskiej, co może stać się idealną okazją do manifestacji solidarności z europejskimi ruchami sprzeciwiającymi się postępującej islamizacji Starego Kontynentu przy jednoczesnym podkreśleniu wielkiego zwycięstwa oręża polskiego.