Życie pokazało, że to jednak Grzegorz Braun miał rację, nazywając całą prawicę antysystemową „paradą durniów, agentów i niedojdów”. Określiłbym to chyba delikatniej, choć trudno nie zgodzić się z autorem tych słów.
Jakież było moje zadowolenie, gdy w maju 2014r. czterech członków Kongresu Nowej Prawicy zdobyło mandaty eurodeputowanych. Wówczas zapowiadało to poważną zmianę na polskiej scenie politycznej. Dawało nadzieję wszystkim siłom tzw. antysystemowym. Jeden z liderów KNP Artur Dziambor mawiał: „tej siły już nie powstrzymacie”. Hasło to nabierało swej aktualności. Tysiące niezadowolonych z ćwierćwiecza rządów pookrągłostołowych wstępowało do KNP, setki wspierało działania tej partii. Rysowała się naprawdę ciekawa perspektywa dla obozu antysystemowego.
Rozłam w KNP
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Niekoniecznie musiało to się spodobać (i pewnie nie spodobało się) mafiom, służbom oraz lożom, czuwającym nad niewzruszalnością władz „bandy czworga”. Najpewniej sukces KNP i fala nastrojów antysystemowych zaniepokoiły Niewidzialną Rękę Władzy (NRW). Ta obrała więc plan bardzo prosty i czytelny – rozbić spójność KNP i stworzyć nową siłę, która pod oczywiście „nadzorem” NRW przejmie elektorat antysystemowy. Pierwszy punkt planu wspaniale wdrożył w życie Przemysław Wipler wstępując w szeregi KNP. Walcząc o swoją pozycję z wiceprezesami skutecznie poróżnił Janusza Korwin – Mikkego z dotychczasowymi, najbliższymi jego współpracownikami i twórcami majowego sukcesu, w wyniku czego doszło w partii do rozłamu. JKM stworzył nowy projekt pod nazwą KORWiN, aby już nikt nie miał wątpliwości, kto ma być po wieczne czasy jego prezesem. Oficjalnym Korwinem-bis został Przemysław Wipler, eliminując dotychczasowych wiceprezesów KNP. Do KORWiN przeszła spora grupa dotychczasowych członków KNP, ale też znacząca (przede wszystkim intelektualnie) część dotychczasowych zwolenników Janusza Korwin – Mikkego pozostała w KNP. Skutecznie podzielono więc rosnący w siłę KNP na dwa nowe podmioty, oba oczywiście osłabione tą operacją. Do dziś zachodzę w głowę, czym kierował się JKM trzymając stronę Wiplera i marginalizując tym samym będący na fali wznoszącej KNP.
Fenomen Kukiza
Kolejnym punktem planu NRW było zagospodarowanie wściekłego rozłamem w KNP i zdegustowanego sytuacją antysystemowego elektoratu. Do tego celu idealnie posłużył celebryta Paweł Kukiz. Ten bezpartyjny, bezprogramowy, głoszący jedynie potrzebę wprowadzenia JOW-ów i „rozwalenia systemu” muzyk, idealnie wpisał się w społeczne zapotrzebowanie antysystemowe. Podczas kampanii prezydenckiej przemawiał językiem antysystemowca, mówił idealnie to co lud chciał usłyszeć. Zdobył też niespodziewaną przychylność mediów. Tezy swoje miał okazję przedstawiać we wszystkich niemal stacjach, co było marzeniem innych antysystemowych kandydatów. Czynił to na tyle skutecznie, że zdobył co piąty głos w wyborach prezydenckich, stając się „oczkiem” uwagi. Po I turze wyborów Bronisław Komorowski w akcie rozpaczy zawnioskował nawet o przeprowadzenie referendum w sprawie między innymi JOW-ów, chcąc w swej naiwności zdobyć „kukizowy” elektorat w decydującej rozgrywce. Wybory prezydenckie uczyniły więc Kukiza nieformalnym liderem bloku antysystemowego, zrzucając z tego tronu JKM i to bardzo wyraźnie. NRW zrealizowała więc oba zaplanowane wcześniej cele.
Naiwność antysystemowej prawicy
Aby było śmieszniej (choć raczej smutniej), liderzy ugrupowań antysystemowych swymi chorymi ambicjami, marzeniami, a przede wszystkim niedojrzałością polityczną sami zadbali o to, żeby pomóc NRW i na własne życzenie zmarginalizowali kierowane przez siebie partie i partyjki. Wyczuli bowiem, że najprostsza droga na ulicę Wiejską w Warszawie wiedzie poprzez start w wyborach z list Kukiz’15. Jak muchy do lepu polecieli więc płaszczyć się przed wokalistą, aby ten był łaskaw wstawić ich na swoje listy. Prym wiedli w tym exodusie liderzy wspomnianego KNP i Ruchu Narodowego. Kukiz zaś do ostatniej chwili trzymał wszystkich w niepewności, aby w ostateczności pozrzucać większość członków różnych partii na dalsze miejsca na swych listach; postawił przede wszystkim (jak twierdzi) na bezpartyjnych i nieskalanych wielką polityką. Najstarsi górale jednak nie wiedzą jak określić zlepek kandydatów widniejących na listach Kukiz’15. Nie to jednak było najważniejsze dla NRW. Otóż został osiągnięty inny ważny cel – zmarginalizowane zostały, i to na własne życzenie, Kongres Nowej Prawicy i Ruch Narodowy, a takie postaci jak: Artur Dziambor (nie startuje w wyborach), Jacek Wilk (startuje z 4 pozycji na liście Kukiz’15), Krzysztof Bosak (nie startuje w wyborach), czy Marian Kowalski (nie startuje w wyborach) zostały skutecznie wyeliminowane z podziału mandatów poselskich. Z liderów partyjnych „jedynkami” na listach Kukiza są jedynie: Robert Winnicki – prezes Ruchu Narodowego oraz Bartosz Jóźwiak – prezes Unii Polityki Realnej. Na listach tych można jeszcze znaleźć na dalszych oczywiście miejscach nazwiska mniej znanych członków RN czy KNP, ale są to tylko rzecz jasna „zapchajdziury”. Nawet w przypadku osiągnięcia przez komitet Pawła Kukiza progu wyborczego, tylko „jedynki” (i to nie wszystkie) mogą liczyć na zdobycie mandatu. Wykładnikiem prężności każdej partii jest jej zdolność do samodzielnego startu w wyborach. W przypadku KNP i RN jej liderzy zawiedli. Wizja osobistej możliwości zdobycia miejsca w ławach sejmowych zastąpiła w tych ludziach realne myślenie o partii, o ruchu, o tysiącach ludzi myślących antysystemowo, a pozostawionych tym razem na „pastwę losu”. Każdą rzecz, ideę, czy ruch społeczny buduje się długo i w trudzie, jednak zniweczyć wszystko można w sekundzie – tak też się stało.
Wybory prezydenckie pokazały, że duch w narodzie nie osłabł. Kandydaci antysystemowi zdobyli łącznie niemalże 30% głosów. Aż prosiło się po wyborach stworzyć jeden wielki ruch antysystemowy; jeden wielki, a nie kilka rozproszonych i zmarginalizowanych. Dążył do tego, choć nieskutecznie, Grzegorz Braun. Jak zwykle zwyciężyły uprzedzenia, chore ambicje, no i ta jak zwykle prawicowa różnorakość. Nikomu tak w zasadzie nie zależało na zjednoczeniu sił, każdy miał swój partykularny interes, jak chociażby w przypadku KORWiN – zdobycie minimum 3% poparcia i dopłaty z budżetu. Kto będzie słuchał propozycji człowieka, który w wyborach prezydenckich nie zdobył nawet 1% poparcia, skoro mamy świetnego, ponad 20% Kukiza ?! Życie pokazało, że to jednak Grzegorz Braun miał rację, nazywając całą prawicę antysystemową „paradą durniów, agentów i niedojdów”. Określiłbym to chyba delikatniej, choć trudno nie zgodzić się z autorem tych słów.
Na kogo więc głosować?
Tysiące antysystemowców podobnie jak ja, stanęło przed dylematem, na kogo głosować w nadchodzących wyborach. Szkoda oczywiście czasu na uzasadnianie dlaczego nie będę głosował na „bandę czworga”, czyli partie pookrągłostołowe. Kto więc pozostał? Odrzucam od razu Nowoczesną Ryszarda Petru jako partię – przystawkę Platformy Obywatelskiej. To tak naprawdę „nowoczesna” wersja PO, stąd brak mojego zainteresowania tą formacją. Wspomniany wyżej Ruch Kukiza w sondażach zdobywa 5-8%. Niejasne zasady umieszczania kandydatów na swoich listach, „różnorodność” kandydatów, a tym samym niejasność ideologiczna, brak jakiegokolwiek programu, wątpliwa antysystemowość, to tylko niektóre przesłanki nie przekonywujące mnie (a wręcz odwrotnie) do postawienia krzyżyka na tej liście. Zostaje KORWiN, który balansuje na granicy progu wyborczego. Niestety, lider tej partii głoszący wiele idei z którymi utożsamiam się, kompletnie zawodzi na polu walki politycznej. Mimo buńczucznych zapowiedzi nie zrobił póki co rewolucji w europarlamencie, smacznie sobie tam drzemie pobierając profity ze znienawidzonej niby Unii. Mam mu za złe rozbicie dużej, „nie do powstrzymania siły” tkwiącej w KNP, a tym samym powstrzymanie pewnej fali nadziei w narodzie. Nie wnikam, czy uczynił to z naiwności, z osobistych ambicji, czy celowo, w każdym razie zniweczył wielką pracę i pierwsze sukcesy KNP. Wokół niego zebrała się grupka wiernych żołnierzy pragnących zasiąść w ławach sejmowych. Mieszkam na terenie okręgu nr 36 (kalisko-leszczyński), gdzie listę KORWiN otwiera mieszkaniec Poznania, a zamyka …radomianka. Nijak to się ma do słyszanych przeze mnie wielokrotnie tez o tym, że to struktury „budowane oddolnie”. Budowane może i oddolnie, ale dla tych „na górze”. Nieskuteczność i niestabilność polityczna JKM i Wiplera, kreowanie „jedynek” na listach nie wróży naprawy Polski o jakiej marzę, stąd i na tej liście nie postawię krzyżyka. Innych komitetów, choć widniejących w moim okręgu, nie zamierzam brać pod uwagę. W ostateczności oddałbym głos na kandydata komitetu Grzegorza Brauna „Szczęść Boże” (choć uważam, że to niezbyt trafiona nazwa), ale niestety w moim okręgu nie zarejestrowano listy tego komitetu. Tak więc doszło do sytuacji, że jeszcze jesienią ubiegłego roku (na fali sukcesu KNP) zamierzałem startować w tegorocznych wyborach, a teraz nie mam na kogo zagłosować. Pewnie oddam głos nieważny.
Pozostały marzenia
Mimo tak niekorzystnej dla mnie sytuacji wyborczej pozostały mi marzenia. Chciałbym, aby wreszcie w polityczny niebyt trafili: „stary kiejkut” Leszek Miller oraz filozof z Biłgoraja Janusz Palikot wraz ze swymi trzódkami (zwanymi ZL-ewem). Ale to nie wszystkie moje marzenia. Życzyłbym też sobie, aby spadkobiercy satelity PZPR, czyli ZSL zwane dla niepoznaki PSL-em, podzielili los wspomnianych wyżej lewaków. Sondaże wskazują, że marzenia moje mogą się spełnić. Niech choć to będzie opatrunkiem na moje zranione serce.
Foto: Wikimedia Commons